sobota, 30 grudnia 2017

Objawienia prywatne, czyli proroctwa nie lekceważcie

Objawienie publiczne zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego apostoła św. Jana, która nastąpiła około 104 roku. Bóg objawiał się patriarchom, Mojżeszowi, prorokom a w ostatecznych czasach objawił się przez Syna. Jezus Chrystus jest pełnią objawienia Bożego, spełnieniem i sensem wszystkich wydarzeń zawartych w Starym Testamencie. Kościół zawsze głosił, że nie spodziewa
się żadnego innego lub dodatkowego objawienia, aż do chwalebnego przyjścia Chrystusa czyli Paruzji. Po czterdziestu dniach od zmartwychwstania, Pan Jezus definitywnie odchodzi do Ojca, czyli wstępuje do nieba, następnie zsyła Ducha Świętego, który wyposaża Kościół we wszystko, co jest mu potrzebne do wypełniania swej misji i właściwie to powinno wystarczyć, żadne objawienie już nie jest Kościołowi potrzebne. Jednak św. Paweł pisze: „Proroctwa nie lekceważcie, wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie”. Gdy czytamy Dzieje Apostolskie, mamy tam wiele Bożych interwencji na wzór późniejszych objawień prywatnych, choćby największe - objawienie się Chrystusa Szawłowi pod Damaszkiem i w konsekwencji jego nawrócenie. Księga objawienia się Boga, jaką jest Biblia, musiała być zakończona, by księgi Pisma świętego nie powstawały w nieskończoność.



Proroctwa, które się pojawiły po śmierci ostatniego apostoła, Kościół nazywa objawieniami prywatnymi, choć określenie prywatne nie jest do końca trafne, zwłaszcza gdy jest to orędzie skierowane do całego Kościoła jak np. Objawienia Fatimskie i inne. Po co nam objawienia prywatne i co nam dają? Przede wszystkim mają charakter nieustającego wezwania do nawrócenia i pokuty, do prowadzenia życia zgodnego z dekalogiem. Objawienia prywatne, można powiedzieć, są adwokatem objawienia publicznego, ponieważ mają dwa zadania, w odpowiednim czasie przypominają, że Słowo Boże jest ciągle aktualne i niezmienne. Ileż dokonało się w dziejach Kościoła nawróceń dzięki takim objawieniom, jeden Bóg tylko wie, powstało wiele ruchów, zgromadzeń zakonnych, świąt. Znamienne jest, że w objawieniach tych nigdy w orędziu nie nawołuje Bóg do liberalizmu, tolerancji, dialogu z innowiercami czy do złagodzenie wymagań moralnych, przeciwnie, domaga się radykalnego życia Ewangelią.

Tadeusz

środa, 13 grudnia 2017

GRUDNIOWY DZIEŃ SKUPIENIA



Najbliższy dzień skupienia, czyli spotkanie naszej wspólnoty, odbędzie się w sobotę 16 grudnia b.r. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy na godz. 9.00 do kaplicy przy ul. Kopernika 2 w Krakowie.

Zgoda na trudną wolę Ojca

Jezus, ucząc Apostołów modlitwy, podał im słowa: „Ojcze, bądź wola Twoja". Najlepszym komentarzem do tej prośby jest Jego modlitwa w Getsemani. W niej doskonale widać, jak święta i idealnie dobra ludzka wola Jezusa zmaga się z przyjęciem i wykonaniem świętej woli Ojca. Ta scena świadczy o tym, do jakiego stopnia może być trudna — nawet dla najdoskonalszego człowieka - zgoda na wolę Ojca niebieskiego. Wszyscy synoptycy podają relacje z tej modlitwy. W oparciu o nie można zrekonstruować jej przebieg, jej etapy, grozę, trud. Św. Mateusz tak ją opisał:

„Wtedy przyszedł Jezus z nimi [Apostołami] do posiadłości zwanej Getsemani i rzekł do uczniów: »Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę i tam się pomodlę«. Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: »Smutna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!« I odszedłszy nieco do przodu, padł na twarz i modlił się tymi słowami: »Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty [niech się staniej!« (Mt 26, 36-39).

Jezus po wieczerzy wybiera jako miejsce modlitwy Ogród Oliwny. Dzieli Apostołów na dwie grupy. Jednej pozwala odpocząć. Drugiej, niewielkiej, złożonej z wtajemniczonych na Taborze, poleca towarzyszyć Mu w modlitwie. Im też objawia swoją twarz, której nie znali. Była pełnia księżyca, bo dzień Paschy zawsze przypada w dniach pełni, mogli więc obserwować Mistrza.

Trzej Apostołowie dostrzegli smutek i strach w Jego oczach. Już to powinno postawić ich na baczność, wezwać do maksymalnej uwagi. Tymczasem wyraźnie zlekceważyli to wydarzenie. Jezus chciał, aby byli z Nim w godzinie podejmowania najważniejszej decyzji, bo do takich należy wyrażenie zgody na wypełnienie trudnej woli Ojca. Zadanie, jakie Syn otrzymał, było wyjątkowo ciężkie. On wiedział, co Go czeka. Postanowił jeszcze raz porozmawiać z Ojcem na ten temat. Mówił o swoich przeżyciach, o swoim smutku i strachu. Mówił o sobie. Ujawniał Ojcu lęk, który wypełnił Jego Serce.

Czynił to w postawie leżącej. Padł na twarz. To jest postawa, która nie wymaga dodatkowego wysiłku utrzymania równowagi. Postawa, w której człowiek leży przed Bogiem twarzą zwróconą ku ziemi. Postawa ewangeliczna.

Bywają sytuacje, w których człowiek wierzący pada przed Bogiem na twarz. Rozmawia z Nim leżąc, bo nie ma siły ani klęczeć, ani stać. Lęk lub cierpienie podcinają mu nogi.

Z punktu widzenia ilości stów modlitwa była krótka. Jezus zestawił wolę Ojca ze swoją i prosił Ojca o wybranie innej drogi zbawiania ludzkości; nie przez krzyż. Podkreślił jednak gotowość do wypełnienia woli Ojca, jeśli On decyzji nie zmieni. Z góry więc założył, że wolę Ojca wykona, mimo iż zapłaci za to najwyższą cenę. Posłuszeństwo Ojcu było dla Niego wartością niepodlegającą dyskusji.



Dostosowanie woli naszej do woli Ojca jest głównym zadaniem każdej modlitwy. Trzeba tę wolę rozpoznać. Trzeba nabrać moralnej pewności co do tego, czego oczekuje od nas Ojciec. Jeśli zadanie jest trudne, należy się przekonać, że Ojciec nie zostawi nas samych. On będzie wspierał nas w wypełnieniu tego zadania. Przecież to on dane „dzieło" zamawia u nas, mając na uwadze nasze dobro. Jemu na wykonaniu tego „dzieła" zależy. Tak objawia swe zaufanie do nas. Liczy też na to, że potrafimy Mu zaufać.

Homilia wygłoszona przez ks. Adama Ogiegło na listopadowym dniu skupienia.

czwartek, 7 grudnia 2017

PRZYBLIŻENIA POETYCKIE

Czasami widzę tak jasno
moja dusza jest wtedy wolna
do nikogo nie należy

Wtedy wiem
zbudziłeś mnie na moment
ta chwila jest krucha
jak flakonik alabastrowego olejku



SPACER W DESZCZU

Dzisiejszy dzień pełen deszczu
próbuję w nim odkryć miejsce na miłość
można ją odsunąć jak kubek z herbatą

ale nie, nie przestaję sądzić, że parę omylnych gestów
może być jak telegraf, spojrzenie, jak obraz
który malujesz kilka nocy i nie czekając aż przeschnie
zawieszasz w pokoju drogiej ci osoby

To deszcz sprawia, że biorę cię za rękę
pod parasolem idziemy razem ty i ja
nad nowohucką Sekwanę, przy uliczce Christiana
Andersena znów kwitną bzy przy czerwonym murze

Małe preludium gram, miłosne nuty bez lęku
podając ci kubek herbaty gorącej
w naszym pokoju, w ten dzień pełen deszczu



Ponownie publikujemy wiersze Autorki piszącej pod pseudonimem Dana. W pierwszym utworze jest mowa o wolności duszy. Jako komentarz przytoczę słowa Phila Bosmansa, flamandzkiego zakonnika, piszącego, iż " chrześcijaństwo jest procesem wyzwolenia, które dokonuje się w samym człowieku. Chrześcijanin jest człowiekiem wolnym. Człowiekiem, który wyzwolił się z tysiąca ziemskich kajdan, by wybrać Boga."

Jak wiadomo, utwory poetyckie oddają zwykłą rzeczywistość w niezwykły sposób. I tak też dzieje się w wierszu zatytułowanym "Spacer w deszczu". Majowy deszcz, kwitnące bzy, spacer we dwoje pod parasolem – to obrazy wiosny i łączącej się z nią nadzieją na przyszłość.

autor utworów oraz grafiki: Dana

opracował Marek

sobota, 2 grudnia 2017

KSIĄDZ WITOLD KACZ JAKO KIEROWNIK DUCHOWY

Założyciel naszej wspólnoty ks. Witold Kacz, będąc archidiecezjalnym duszpasterzem chorych, prowadził obszerną korespondencję listową z osobami chorymi z Archidiecezji Krakowskiej. Tygodniowo pisał nawet po kilkanaście listów, w których podtrzymywał chorych na duchu, udzielając im indywidualnych rad duchownych. Ponadto prowadził korespondencję z licznym gronem osób, które zwracały się do Księdza z prośbą o poradę, jak żyć w wierze, w zjednoczeniu z Chrystusem?



Poniżej przytaczamy właśnie takie dwa listy, w których Ksiądz Kacz prezentuje się jako mądry kierownik duchowny. Wyjaśnia w nich, jak pośród zajęć dnia codziennego utrzymać i pogłębić osobiste więzi z Jezusem Chrystusem. Listy te zostały napisane do tej samej osoby w odstępie trzech lat. Drugi list był napisany przez Księdza Kacza pismem odręcznym, ponieważ nie wolno mu jeszcze było pisać na maszynie do pisania, gdyż był tuż po przebytym zawale serca.

Kraków, dn. 29. X. 1960 r.

Szanowny Panie!

Najserdeczniej dziękuję za miły i serdeczny list, którym sprawił mi Pan wielką niespodziankę. Przede wszystkim widzę w tym wszystkim, co Pan opisuje, bardzo wielką łaskę Bożą, za którą trzeba gorąco podziękować Bogu – i to tak Panu, jak i mnie.

Jeśli idzie o Mszę świętą we wspomnianej intencji, to chętnie odprawię ją. Ale w tym wszystkim – oprócz modlitwy – trzeba jeszcze spokojnej i i systematycznej współpracy z łaską Bożą. Głównie trzeba by położyć duży nacisk na szczere uczestniczenie we Mszy św., podczas której codziennie należy podczas Ofiarowania składać coś ze swojego "ja" na ofiarę Bogu – oddawać Bogu, aby On to "ja" wypełnił Sobą. Potem Komunia św. - owo zjednoczenie się z Chrystusem, z którym potem należy utrzymywać ścisły i życiowy kontakt podczas całego dnia, aby powoli "wchodzić" w Jego styl życia i patrzenia się na życie. Tutaj nieocenioną pomocą jest głębokie nabożeństwo do Matki Bożej, która ten właśnie problem życiowej jedności tak wspaniale przeprowadza przez swe życie. - Po prostu trzeba wziąć sobie za dewizę życia słowa Matki Bożej: Otom Służebnica Pańska... i słowa św. Jana Chrzciciela: Potrzeba, aby Chrystus /we mnie/ wzrastał, a ja abym malał. Wreszcie trzeci punkt – chcąc żyć Chrystusem – stawać się niejako Nim (wszak chrześcijanin to drugi Chrystus) – trzeba poznać Go dobrze. Dlatego spokojna, systematyczna lektura Ewangelii i Listów Apostolskich, oraz zaznajomienie się z dobrym życiorysem Chrystusa Pana. Jeśli idzie o czytanie Pisma św., to czytać trzeba tak, jakby to Chrystus do mnie mówił, odpowiadając mi na zasadnicze pytanie:"Jak mam żyć?"

Oczywiście to, co podaję, ma charakter ogólny... jest podane w skrótach. Szanowny Pan dobrze mnie rozumie: przecież nie znam Pana zupełnie... ani Jego wieku, zawodu, stanu cywilnego itp. itd. - a przede wszystkim Jego duchowych problemów. W konkretnej pracy nad sobą byłby potrzebny jeszcze stały spowiednik – kierownik duchowy, który mógłby Panu pomóc w szczegółach.

Na zakończenie jeszcze jedno pytanie: skąd Szanowny Pan otrzymał mój adres? To jest dla mnie ciekawe. - Na tym kończę, łącząc serdeczne życzenia "Szczęść Boże!" w pracy nad kształtowaniem w sobie Chrystusa i prosząc o wzajemną modlitwę.

Oddany w S. J. i M. B. X. Witold Kacz

X X X

Kraków, dn. 10. XI. 1963 r.

Drogi Panie Karolu!

Bóg zapłać za list i ofiarę mszalną. Mszę św. W intencji syna odprawię 14 bm. - na razie jeszcze w domu, bo ostatnia choroba jeszcze trwa i nie pozwala mi opuszczać domu. Bardzo proszę w tym dniu ofiarować w tej intencji syna wszystkie modlitwy, prace i trudy całego dnia i tak połączyć się z ofiarą Chrystusową.

Pisze mi Pan o swoim roztrzepaniu i przepracowaniu, o niemożności opanowania obecnego tempa czasu. Bardzo proszę i radzę Panu, aby: 1. przede wszystkim przyłożyć się do sumiennego wykonywania swoich zasadniczych obowiązków. O to, aby w tej chwili wykonywania czynność była wykonywana sumiennie. Proszę pamiętać o tym, że przeszłość należy już do Miłosierdzia Bożego..., przyszłość do Opatrzności Bożej..., tylko teraz Bóg zwraca się do nas ze Swoją Wolą, a więc wiernie odpowiadajmy Jej. Wola ta jest zawarta w tym właśnie naszym obowiązku! 2. Całą swoją słabością – na jaką Pan skarży się, proszę "tulić się" do Chrystusa na Krzyżu. On wtedy pomoże Panu wytrwać i przetrwać wszystko, umocni Pana Swoją Boską mocą płynącą z Krzyża. Dlatego proszę ukochać Mszę św., ową Ofiarę Chrystusową dzisiaj, do której uczestnictwa nas zaprasza i wzywa! A ja ze swojej strony zapewniam, że będę pamiętał w modlitwie. Przepraszam za pismo, ale piszę w łóżku, na maszynie nie wolno mi jeszcze pisać, jako (że jestem) po ciężkim zawale serca.

Serdecznie Pana pozdrawiam, oddaję Bogu i Matce Najświętszej i proszę o wzajemną modlitwę,

oddany w S. J. i M. B. X. Witold Kacz.

opracował Marek

niedziela, 19 listopada 2017

LISTOPADOWY DZIEŃ SKUPIENIA



Najbliższy dzień skupienia, czyli spotkanie naszej wspólnoty, odbędzie się w czwartą sobotę listopada, 25.11. b.r. Wszystkie zainteresowane osoby zapraszamy na godz. 9.00 do kaplicy przy ul. Kopernika 2 w centrum Krakowa.

Modlitwa przed ważną decyzją

Szare życie wymaga podejmowania decyzji, często zdarza się to wiele razy w ciągu dnia. Ciągle trzeba wybierać, trzeba z jednych rzeczy rezygnować, po inne sięgać. Wszystkie te decyzje są ważne i kształtują osobowość człowieka. Każda mądra decyzja krystalizuje serce i pozwala na dalszy jego rozwój. Każda decyzja egoistyczna blokuje ten rozwój, każda zła powoduje karłowacenie człowieka. Świadomie kontrolujemy swój rozwój przez uważne śledzenie stopnia mądrości zawartej w naszych małych decyzjach. Jezus powiedział: „Kto w małym jest wierny, ten i w wielkim wierny będzie”. Oto Jego światło rzucone na rolę naszych codziennych decyzji. Jedno jest pewne, one wszystkie winny być zgodne z wolą Ojca niebieskiego. Jej zaś odczytanie i wykonanie zależy od prawości i pewności sumienia.

Bywają jednak decyzje jednorazowe, brzemienne w swe konsekwencje. Decyzje trudne, tym trudniejsze, gdy są związane z odpowiedzialnością za drugiego człowieka lub innych ludzi. Decyzje posiadające wymiar całożyciowy i społeczny.

Rzadko się zastanawiamy nad tym, że nasze decyzje mogą zmienić orbitę życia drugiego człowieka w sposób zasadniczy. Tak jest, gdy kierowca decyduje się na manewr wbrew znakom na jezdni; potrąca przechodnia i ten zostaje kaleką przykutym do inwalidzkiego wózka na całe życie. Tak jest, gdy ktoś decyduje się na podjęcie kredytu, nie obliczywszy szans na jego spłacenie, a stojąc wobec widma więzienia, popełnia samobójstwo, zostawiając rodzinę w tragicznym położeniu.

Już te przykłady wystarczająco głośno wzywają do podejmowania odpowiedzialnych decyzji przed Bogiem. A to dokonuje się na modlitwie. Do takiej modlitwy potrzebny jest czas, wyciszenie i to jest jej pierwszy warunek. Drugim jest takie skupienie, które oddaje pierwszeństwo Bogu. W czasie modlitwy liczy się Bóg i tylko Bóg. On zaś po zapytaniu nas o naszą kondycję psychofizyczną pomaga w rozeznaniu Jego woli, którą należy wykonać. Najważniejsze jest to, by przed ważną decyzją na modlitwie oddać wszystko w ręce Boga i nie upierać się ani przy swoich racjach, ani uczuciach czy emocjach. Trzeba nabrać dystansu wobec wszystkich opinii ludzkich... Trzeba usłyszeć Boga, który mówi przez moralną pewność, jaką daje temu, kto pyta o Jego zdanie.

Przykładem takiej modlitwy jest nocna rozmowa Jezusa z Ojcem przed podjęciem decyzji o powołaniu Dwunastu. Jezus miał szersze grono uczniów. Z niego pewnego dnia wybrał Dwunastu. Zanim jednak imiennie ich wezwał i stworzył z nich wspólnotę, przez całą noc rozmawiał z Ojcem na ten temat. Św. Łukasz notuje: W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał Apostołami (Łk 6, 12-13).
Dwanaście decyzji, jakie podejmował - bo Jezus musiał zatrzymać się przy każdym z Apostołów oddzielnie - miało wielkie konsekwencje dla każdego z nich. To było obarczenie ich zadaniami tak trudnymi, że mieli za nie zapłacić swoim życiem. To był wybór Dwunastu ludzi przeznaczonych do akcji specjalnej, w której każdy z nich pojawi się na celowniku snajpera zła i zostanie ustrzelony. Nie jest łatwo decydować o tym, by wyrwać ludzi z codziennego życia, z powołania rodzinnego do oddziału partyzanckiego, w którym będą musieli ryzykować życiem. Jezus o tym doskonale wiedział.

Najtrudniejsza decyzja dotyczyła Judasza. Ojciec chciał, aby on należał do tego grona. Jezus wiedział, jak się skończy ta jego obecność wśród Dwunastu. Wiedział, że to, co uczyni Judasz, będzie bolesne dla Syna Człowieczego, będzie chwilą grozy dla młodego Kościoła i będzie bardzo złe dla samego Judasza. Szacunek dla jego wolnej woli musiał być jednak zachowany.

Ojciec niebieski postanowił wykorzystać to jego złe działanie dla zbawienia świata; dla pouczenia, jak może wyglądać droga powołanego człowieka, który zdradza powołanie; dla przykładu, jak należy spoglądać na ludzi hierarchii, którzy zgorszą innych; dla ukazania, jak należy zaufać Bogu, który nawet tak złe działanie potrafi wkomponować w sposób twórczy w dzieje zbawienia.

Spotykając Jezusa na tej nocnej rozmowie z Ojcem niebieskim, uczmy się podejmowania ważnych decyzji na modlitwie. Jeśli nasze decyzje są uzgodnione z Ojcem, to zawsze wydadzą dobre owoce; nawet wówczas, gdy będziemy świadkami ich klęski. Oparcie się o Boga i o Jego autorytet, w chwili podejmowania decyzji w wymiarze całego życia, jest gwarancją pewności, która wypełnia serce pokojem.



Homilia wygłoszona przez Ks. Adama Ogiegło na październikowym dniu skupienia.

poniedziałek, 30 października 2017

Każdy ma w sobie coś z anioła

budowałem na piasku
i zwaliło się
budowałem na skale
i zwaliło się
przyszedł Jezus
zbudował na piasku
i stoi


x x x

słowa się łamią
myśli ulatują
pustynia
tylko
być
przed Twą ikoną
płonącą świecą


x x x

dopiero z nędzy mojej
mogą wyrosnąć
najpiękniejsze kwiaty
gdy blask prawdy
górskim szczytem
dotknie mnie


x x x

gorzka słodkość w ustach
głośna cisza w uszach
ciemna jasność wzroku
brutalna czułość dłoni

ciało lotne
dusza krwista
psychika jak słup soli
rozum bystry jak kałuża

wszystko normalnie
nic się nie dzieje
jestem zwykłym
szarym człowiekiem


x x x

przenoszę góry
dźwigam ciężary
dlatego
że jestem niczym


x x x

nie chcę
ale jeżeli musisz
pal mnie żywym ogniem


Po raz drugi publikujemy utwory autora występującego pod pseudonimem Anonimus Polonicus.

Może przyjrzyjmy się jednemu z utworów, gdzie występują takie określenia, jak gorzka słodkość, głośna cisza, ciemna jasność czy brutalna czułość. W tym zabiegu stylistycznym autor zestawił ze sobą wyrazy o przeciwstawnym znaczeniu, używając tak zwanego oksymoronu. W mowie potocznej oksymorony występują w wyrażeniach typu: zimne ognie, czarny śnieg, ciepłe lody, dźwięcząca cisza. Użyty w tym wierszu cały zestaw oksymoronów ma na celu nie tylko zainteresować czytelnika, ale także oddać wieloznaczność tego złożonego bytu, jakim jest człowiek. Okazuje się, że nie można człowieka opisać jednoznacznie, gdyż składa się z przeciwieństw, jest wieloznaczny.



W innym wierszu: "przenoszę góry/dźwigam ciężary/dlatego/że jestem niczym" – zostaje oddany odmienny paradoks człowieka. Autor zdaje się w nim mówić, iż ludzie pomimo swojej nicości potrafią jednak dokonywać wielkich dzieł. Przypomina się tutaj Psalm 8 z Biblii „czym jest człowiek, że o nim pamiętasz... Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich... Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich”. Jesteśmy normalnymi, słabymi ludźmi, a jednak każdy z nas ma w sobie coś z wszechmocy anioła.

marek

poniedziałek, 23 października 2017

DWIE ŚWIĄTYNIE WESTMINSTERSKIE W CENTRUM LONDYNU

W centrum Londynu, na terenie dzielnicy zwanej Westminster, położone są dwie świątynie o podobnie brzmiących nazwach i stąd mylonych między sobą. Pierwsza to Opactwo Westminsterskie (Westminster Abbey), jedna z najważniejszych świątyń anglikańskich, zaś druga to Katedra Westminsterska (Westminster Cathedral), która jest główną świątynią katolicką Anglii i Walii. Obie świątynie dzieli odległość, którą można pokonać piechotą w kwadrans.

Opactwo Westminsterskie jest o wiele starsze i jest położone nad rzeką Tamizą, tuż obok budynku parlamentu i wysokiej wieży ze znanym zegarem Big Benem. W niedzielę można wziąć udział w nabożeństwie anglikańskim i w ten sposób skorzystać ze sposobności, by się pomodlić a także, by bez płacenia za wstęp znaleźć się wewnątrz zabytkowej świątyni (a opłata jest dosyć wysoka jak na polską kieszeń). Podczas nabożeństwa są odmawiane modlitwy, śpiewane psalmy i pastor głosi kazanie. Po nabożeństwie trwającym niecałą godzinę można się na chwilę rozejrzeć po świątyni.



(autor zdj. Christine Matthews, CC BY-SA 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=14151259)

Pierwsze zabudowania klasztorne powstały około 800 roku. Mieściło się tu opactwo benedyktyńskie. W Westminster Abbey od 1066 roku odbywały się koronacje królów Anglii, Walii i Szkocji. Od XIII wieku to również miejsce pochówku królów i osób zasłużonych. Na terenie opactwa pochowanych jest ponad trzy tysiące zmarłych, wśród nich wybitni pisarze, uczeni i muzycy, jak np.: Karol Dickens, Rudyard Kipling, Isaac Newton, Karol Darwin, G.F. Haendel i H. Purcell. Wielu poetów i pisarzy z powodu mało przykładnego życia, jakie prowadzili, nie otrzymywało zgody na pochówek. Dopiero wiele lat po ich śmierci umieszczano tylko tablice pamiątkowe, na przykład z nazwiskami Williama Szekspira, William Blake'a, G.G. Byrona. W roku 1534 król Henryk VIII przejął opactwo w czasie swojej walki z Kościołem katolickim i wkrótce potem je zlikwidował. W XIX wieku kontynuowano przebudowę i renowację.

Wśród ciekawostek warto wspomnieć o dwóch polonicach. W Kaplicy Królewskich Sił Powietrznych znajdują się witraże poświęcone Dywizjonom 303 i 302, widać tam polskie orły i polską flagę, natomiast na zewnątrz świątyni można obejrzeć figury męczenników XX wieku, pierwszym od lewej jest św. Maksymilian Kolbe.



(autor zdj. F. Czarnowski - Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27478424

Ponieważ przejście piechotą z anglikańskiej świątyni do katolickiej Katedry Westminsterskiej nie zajęło mi sporo czasu, mogłem zdążyć – zgodnie z planem - na wieczorną Mszę św. Wewnątrz trwa nieustanna modlitwa wiernych, przez cały dzień są odprawiane liczne Msze oraz trwa adoracja Najświętszego Sakramentu w odrębnej kaplicy. W ciągu całego dnia można przystępować do spowiedzi. W kościołach parafialnych może być już z tym problem, gdyż przyjęte jest, że sakramentu spowiedzi udziela kapłan tylko raz w tygodniu w określonym dniu. Zupełnie inaczej ma się sprawa w polskich parafiach na terenie Londynu, gdzie spowiedź – tak jak w Polsce – jest udzielana przed każdą Mszą, zazwyczaj przez siedem dni w tygodniu.

Katedra Westminsterska została wzniesiona stosunkowo późno, bo na przełomie XIX i XX wieku, w czasie, kiedy już na dobre ustały prześladowania angielskich katolików i kiedy parlament brytyjski wydał zgodę na budowę. Jest wzniesiona z czerwonej cegły, budulca charakterystycznego dla zabudowań mieszkalnych całego Londynu. Wewnątrz są liczne, przepiękne kaplice. Po lewej stronie od wejścia jedna z nich poświęcona jest angielskim męczennikom katolickim, zamordowanych przez ich anglikańskich braci w długim okresie okrutnych prześladowań religijnych. Dziś w Anglii panuje duch ekumenizmu, tutejsi chrześcijanie raczej mogą się natomiast obawiać ogólnej desakralizacji i islamizacji.

Po lewej stronie, przy wejściu do katedry jest niewielki, ale bardzo gustownie urządzony sklepik z dewocjonaliami; można tu nabyć piękne ikony, mszaliki i biżuterię religijną. Zauważyłem, że brak jednak Pisma św. Jeżeli chodzi o Biblię, to można ją nabyć w niewielkich sklepach na terenie miasta. Chodzi tu o sklepy z rzeczami używanymi, które prowadzą fundacje dobroczynne typu Charity, gdzie mieszkańcy przynoszą za darmo rzeczy używane i te są sprzedawane z zyskiem na rzecz fundacji. I tak w jednym z takich sklepików nabyłem całkiem dobry egzemplarz Starego Testamentu, w twardej płóciennej okładce, za zaledwie jednego funta (niespełna pięć złotych)! Być może Pismo Święte u współczesnych Anglików nie jest już w takiej cenie, jak dawniej.



(autor zdj. Velela - Fotografia własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=816794)

Katedra Westminsterska - Archikatedra Najświętszej Krwi Chrystusa jest wybudowana z czerwonej cegły w stylu neobizantyjskim.

Katedra Westminsterska, główny kościół w Anglii i Walii, jest siedzibą arcybiskupów Westminsteru. W 2011 r. na terenie Anglii i Walii było nieco ponad cztery miliony katolików, stanowiących 7,4% ogółu mieszkańców. Wielka Brytania oficjalnie jest państwem z założenia wielonarodowościowym i wielokulturowym, o czym często wspomina obecna premier Theresa May. Katolicyzm z religii zakazanej i prześladowanej w ciągu ostatnich dwustu lat stał się religią cieszącą się powszechnym uznaniem. W ostatnim czasie liczni wyznawcy anglikanizmu przechodzą na katolicyzm, gdyż nie mogą się pogodzić z licznymi udziwnieniami ze strony anglikańskich duchownych. Chociaż angielski Kościół katolicki też ma swoje problemy, to jednak zdaje się być najmocniejszą spośród innych, licznych i wielorakich wspólnot chrześcijańskich w Wielkiej Brytanii.

marek

niedziela, 22 października 2017

Słowo ziarnem

Bóg porównuje swoje słowo do ziarna. Ma ono wielką moc. Siła życia, a więc to czego nie posiada cała ziemia, cały kosmos, jest ukryta w maleńkim ziarnie. Potęga tej siły ujawnia się jednak dopiero z chwilą uruchomienia procesu rozwojowego, do czego jest potrzebna woda i słońce.

Gleba ludzkiego serca ma zapewnić to, co jest potrzebne do owocowania Bożego słowa. Dopiero ta wzajemna współpraca Bożej siły życia z glebą gwarantuje odpowiednie owoce. Ale nie tylko słowo Boga jest ziarnem, nasze ludzkie słowo skierowane do drugiego człowieka też jest ziarnem. Różnica jednak między Bożym słowem a naszym, ludzkim, jest wielka. Boże słowo jest zawsze dobre, pełne życia i świętości. Nasze słowa ludzkie bywają puste, zawodzą, nie mają w sobie siły życia. Co więcej, mogą być nawet ziarnem złym.

Istnieje jeszcze dodatkowa tajemnica naszego słowa. O ile nasze dobre słowo rzadko wydaje owoce, o tyle złe ma tendencję do błyskawicznego wydawania stokrotnego owocu. Można skierować do kogoś tysiąc słów pełnych życzliwości i troski o jego dobro, a jeśli z tego tysiąca przyjmie przynajmniej jedno słowo i zamieni w czyn, to sukces jest już duży. Wystarczy natomiast jedno słowo złe rzucić w jego serce, a w krótkim czasie ono właśnie wydaje owoc obfity. To dramat wielu rodziców, wychowawców, nauczycieli.

Ludzkie serce jest glebą nieurodzajną dla słowa dobrego i niezwykle urodzajną dla słowa złego. To zmusza do wielkiej odpowiedzialności za każde wypowiedziane i przyjęte słowo. Warto uważnie prześledzić tę dziwną „urodzajność" gleby ludzkiego serca. Ona jest tak skażona, że ziarno dobrego słowa, ludzkiego i Boskiego, w niej obumiera, a ziarno złego rozrasta się bujnie jak chwasty.



W tej sytuacji trzeba mieć na uwadze kilka zasadniczych wytycznych. Skoro gleba naszego serca jest bardziej podatna na słowo świata, ciała, ducha zła, niż na słowo Boga, trzeba ją tak uprawiać, by nie dopuścić do zakorzenienia się w niej ziarna złego słowa. Ono nie może nawet paść na glebę naszego serca, nie mówiąc już o zapuszczeniu korzenia.

Biorąc natomiast pod uwagę nasze słowa skierowane do innych ludzi, trzeba je zawsze dokładnie przesiać przez sito wrażliwego sumienia, by nigdy z naszych ust nikt nie słyszał słowa złego. Nie możemy siać ziarna słowa złego w serca swoich bliskich, bo sami będziemy odpowiedzialni za jego owoce. Ono szybko dojrzewa i przenosi się w serca innych ludzi wiatrem plotki, obmowy, oczernienia. A nad procesem jego dalszego rozsiewania nie będziemy już w stanie zapanować.

Trzeba wreszcie szukać wspólnoty z ludźmi, którzy znają wagę dobrego słowa i niebezpieczeństwo ukryte w słowie złym. Taka wspólnota, w której trwa od rana do wieczora siew dobrego słowa, a równocześnie ciągła praca nad usuwaniem ziarna chwastów rzucanych przez świat, jest najlepszą gwarancją urodzajności gleby naszego serca. W takiej wspólnocie ona będzie wydawać owoc stokrotny - wielbiąc Boga i ubogacając serca innych ludzi.

Powyższe kazanie wygłosił ks. Adam Ogiegło we wrześniu b. r. na dniu skupienia

poniedziałek, 17 lipca 2017

MIŁOŚĆ WZAJEMNA

Św. Teresa z Awila w swojej książce "Droga doskonałości" (XVI. wiek) wskazuje drogę, jaką należy iść, aby osiągnąć doskonałość. W drugiej części książki pisze między innymi o tym, jak oczyścić własną miłość.

OCZYSZCZENIE MIŁOŚCI

Istnieje w nas podwójna zdolność kochania, jedna duchowa a druga zmysłowa. Możemy więc kochać wolą i uczuciem, a zwykle jednoczymy jedno z drugim, bo jesteśmy jedną naturą i jedną osobą. Miłością zmysłową kierują zmysły a miłością duchową rozum. Miłość zmysłowa jest mniej szlachetna, bo szuka ona dla siebie zadowolenia i korzyści. Miłość woli, skierowana ku czynieniu dobrze innym, jest miłością życzliwości. By czynić dobrze innym, jestem gotowy zapomnieć o sobie samym, wyrzec się własnej korzyści – to jest miłość szlachetna, podczas gdy tamta, zmysłowa, pozostaje często o wiele od niej niższa.

Miłość nadprzyrodzona jest duchowa, a nie zmysłowa. By nas doprowadzić do zażyłości z sobą, Bóg podniósł nasze władze do dziedziny nadprzyrodzonej. Miłość, jaką zapalił w nas, jest miłością duchową czyli woli, miłością, którą podtrzymuje rozum. Lecz podtrzymuje ją już nie rozum naturalny, ale rozum oświecony wiarą.

Nasi pierwsi rodzice, podobnie jak my, posiadali podwójną zdolność kochania, lecz mieli również szczególny dar Boży, doskonałą równowagę, która wprowadzała w nich harmonię między miłością duchową a zmysłową. Po zburzeniu tej pierwotnej równowagi my możemy powrócić do tej doskonałej równowagi tylko poprzez mocne wychowanie w cnotach. Nie można temu zapobiec, by wola nie skłaniała się raczej ku jednej osobie, niż ku drugiej, bo jest to rzecz naturalna, mówi św. Teresa z Awila. Jest to rzecz naturalna, ponieważ pociąg zewnętrzny, który rodzi sympatię, działa również na wolę:"Często natura pociąga nas do kochania osoby mniej cnotliwej, ale bardziej wyposażonej w zalety przyrodzone. Sprzeciwiajmy się mężnie tej skłonności i nie dopuszczajmy jej zapanować nad sobą. Miłujmy cnotę i dobro wewnętrzne i czuwajmy zawsze starannie nad sobą, by nie przywiązywać żadnej waga do powabów zewnętrznych" – pisze św. Teresa.

Czuwajmy nad sobą od samego początku. Jednak spraw serca nie należy załatwiać gwałtownie, raczej trzeba serce wychowywać, podnosząc je i skierowując do dóbr nadprzyrodzonych.

PRAKTYKA MIŁOŚCI OCZYSZCZONEJ

Św. Teresa, mówiąc o praktyce miłości czysto duchowej, przeciwstawia ją miłości naturalnej, dozwolonej zresztą, lecz tej, która prowadzi do słabostek, ponieważ nie jest miłością doskonałą. Miłość naturalna stara się o dobro materialne osób i każe nam troszczyć się, gdy osoba, której dobrze życzymy, cierpi. Niepokoimy się wówczas, chcielibyśmy, aby nie cierpiała, aby się cierpienie skończyło. Miłość nadprzyrodzona zaś zajmuje się wyłącznie dobrem duchowym osoby umiłowanej i nigdy nie pozwala zapomnieć, że prawdziwe dobro stanowi postęp w łasce uświęcającej, zbawienie, świętość. Zdajemy sobie sprawę, że nie można stać się świętym bez cierpienia. Będziemy więc umieli cenić doświadczenia, jakim podlegają nasze dusze i w tych utrapieniach i przeciwnościach dojrzymy działanie Boga, który chce nas oczyścić i uświęcić. Chociaż nasza miłość pozostaje nadprzyrodzoną i chociaż się ceni cierpienie, pierwszym poruszeniem w nas jest pewna przykrość, lecz będzie ona opanowana przez wolę i dlatego takie uczucie różni się bardzo od uczucia zmysłowego, nieuporządkowanego i gwałtownego. Widząc duszę, która umie korzystać ze swoich cierpień, powinniśmy się tym cieszyć, bo znamy wartość tego wielkiego środka uświęcenia.



Kiedy widzimy osobę cierpiącą, powinniśmy się modlić, aby była stale i w pełni zdana na Boga, aby miała cierpliwość i siłę potrzebną do wykorzystania tego doświadczenia. Zarazem powinniśmy nie tylko modlitwą, ale i czynem przyczyniać się do ulżenia doli osoby cierpiącej. Nasza życzliwość nie powinna być słabością, która zgadza się na zło, lecz współczuciem, które pragnie doskonałości bliźniego i niełatwo wierzy, jakoby ona już została osiągnięta.

Powyższy tekst opracowałem na podstawie książki pt.: "Na drogach życia duchowego" autora o. Gabriela od św. Marii Magdaleny; wyd. O.O. Karmelitów Bosych, 1965 r.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

W świecie kłamstwa

Kolejna nasza refleksja dotyczy ósmego przykazania. Nie zawsze uświadamiamy sobie, że jednym z najgroźniejszych narzędzi niszczenia człowieka jest kłamstwo. Ono też sprowadza na ludzi moc nieszczęść. Największa słabość ludzkiej natury polega bowiem na tym, że można nas stosunkowo łatwo okłamać. Wiedział o tym szatan i pierwszy cios wymierzył właśnie w ten słaby punkt. Skłamał, mówiąc pierwszej kobiecie: „Nie umrzecie”, gdy spożyjecie z drzewa wiadomości dobra i zła. Pierwszy człowiek dał się okłamać, padł ofiarą kłamstwa, ale co gorsze, zaraził się kłamstwem i ojca kłamstwa - szatana - potraktował jako swego mistrza.

Dlaczego ludzie kłamią? Ponieważ kłamstwo daje doraźną korzyść. Niejeden bogacz tego świata zbił swój majątek, posługując się kłamstwem, niejeden sięgnął po wysokie stanowisko, zdradzając po drodze prawdę. W tym świecie odnoszenie sukcesu drogą w stu procentach uczciwą jest zjawiskiem bardzo rzadkim. Nawet jeśli sam człowiek nie kłamie, to kłamią ci, którzy mu pomagają w robieniu kariery. Obserwujemy to we wszystkich dziedzinach życia, a więc w polityce, która polega na umiejętnym okłamywaniu rywali; w reklamie, będącej sprężyną handlu; w sporcie, gdzie coraz częściej stosuje się środki dopingujące. Biblia mówi nawet o kłamstwie w ustach kapłanów, których gromi prorok Malachiasz i o zakłamaniu teologów żydowskich oraz faryzeuszów, które piętnuje sam Jezus. Wniosek stąd prosty - nawet życie religijne nie jest wolne od niebezpieczeństwa, jakim jest kłamstwo.

Kłamstwem posługuje się propaganda, która mówi tylko to, co dla niej korzystne. Radio, telewizja, Internet, prasa okłamują świat i dyktują wszystkim swój sposób myślenia i patrzenia. Środki masowego przekazu ukazują rzeczywistość w krzywym zwierciadle, tak jak to leży w interesie tych, którzy się tymi środkami posługują. Człowiek, który kocha prawdę, niejednokrotnie chcąc ratować swą wrażliwość sumienia musi umieć wyłączyć telewizor, radio, czy odłożyć prasę, aby sfałszowany obraz świata nie zniekształcił jego myślenia.



Z kłamstwem mamy do czynienia na każdym kroku w naszym codziennym życiu. Wszędzie tam, gdzie przychodzę zgodnie z rozkładem jazdy, a muszę czekać na opóźniony autobus czy pociąg - zostałem okłamany. Gdy sprzedawca daje nam przeterminowany towar  - kłamie. Gdy mąż wyjeżdża do przyjaciółki, a tłumaczy się delegacją z pracy - kłamie. Gdy urzędnik podpisuje listę obecności w pracy, a spaceruje po sklepie - kłamie. Gdy pacjent, któremu lekarz zabronił palenia, w ukryciu zaciąga się papierosem - kłamie...

Mówi się dziś wiele o ratowaniu zanieczyszczonego środowiska naturalnego, a więc powietrza, ziemi, wody, tymczasem ratowanie życia na ziemi trzeba rozpocząć od wielkiego alarmu z powodu zanieczyszczenia kłamstwem ludzkich serc. Kłamstwo bowiem ciągle tuszuje wszelkie inne zanieczyszczenia, wiodące do śmierci życia religijnego, moralnego, psychicznego, a nawet biologicznego. Niezwykle groźnym zanieczyszczeniem dzisiejszego świata jest kłamstwo.

Chrześcijanie żyją w świecie kłamstwa i nie ma w tym nic dziwnego, bo kłamstwo jest prawem tego świata. Przerażające natomiast jest całkowite zlekceważenie przez nas samych zła zawartego w kłamstwie. Wmontowaliśmy kłamstwo w życie jako jego element składowy. Nie walczymy z kłamstwem przy pomocy prawdy, lecz na kłamstwo odpowiadamy kłamstwem. Mnie oszukują, więc ja mogę, a nawet muszę oszukiwać; muszę, aby żyć. Jest to jednak zdrada nauki Jezusa, który jasno powiedział: „Mowa wasza niech będzie: tak - tak; nie - nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37).

Świat może kłamać. Chrześcijanin nie może kłamać. Powiedział bowiem na chrzcie Bogu, iż wyrzeka się złego, a więc odszedł od ojca kłamstwa, a opowiedział się po stronie Chrystusa, który „po to się narodził i po to przyszedł na świat, by dać świadectwo prawdzie" (J 18,37). Jeśli człowiek po chrzcie kłamie, opuszcza Chrystusa i wraca do ojca kłamstwa - szatana. Prawdziwego chrześcijanina najłatwiej rozpoznać we współczesnym świecie po prawdomówności. Jego usta nie kłamią. Chrystus potrzebuje świadków prawdy. Mamy udowodnić, że tu na ziemi można żyć trwając wiernie przy prawdzie.

Jak chrześcijanin winien się zachować w świecie kłamstwa?

Winien mieć świadomość potęgi kłamstwa zalewającego współczesne pokolenie. Winien doskonalić filtr zdrowego krytycyzmu, a więc tę umiejętność, która potrafi właściwie ocenić docierające do niego informacje. Tak długo nie można przyjmować informacji jako pewnych, jak długo nie sprawdzimy kto, z jakiego powodu i w jakim celu je podaje. Trzeba szukać ludzi godnych zaufania, którzy nie kłamią, kochają prawdę i żyją w świecie prawdy. W spotkaniu z nimi można odetchnąć prawdą i odkryć jej moc. Trzeba otworzyć Ewangelię i przez kilkanaście minut uważnie ją poczytać. Słowo Boga nie kłamie. To jest czysta prawda. W świecie kłamstwa nie zginie tylko ten, kto nie straci smaku prawdy.

Kazanie wygłosił ks. Adam Ogiegło w maju na dniu skupienia

wtorek, 6 czerwca 2017

WIERSZE HALINY

Widzę

Otwieram okno,widzę chmurki
takie trochę niebieskie,
takie po prostu
jak w inne dni,
bardzo piękne.

Ptaszki śpiewają.

To tu, u nas właśnie,
jest tak pięknie.


* * * * *


Te gwiazdki na niebie
Chodzą po przestworzach
Z niepojętą precyzją.

Tak przepięknie
Pan Bóg stworzył to wszystko
I urządził.


* * * * *


Gdy byłam mała
myślałam,
że gdy gałęzie drzew się kołyszą
to robią wiatr

A to jest właśnie odwrotnie

Wiatr oczyszcza nam powietrze,
również deszcz

Gałęzie kołyszą się w wietrze

Pan Bóg daje nam deszcz,
słońce i wiatr,
by świat był piękny.

Trawa się zieleni,
kwiaty rozkwitają. I biegniemy do mamy
i mówimy: Pan Bóg jest nam łaskawy.



Halina, autorka trzech zamieszczonych powyżej utworów, pisała wiersze przez cały okres swego życia. Niektóre z nich były drukowane na ręcznym powielaczu jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku w gronie amatorskim. Niestety z całości zachowało się zaledwie kilka utworów, i to z ostatniego okresu życia. Pomimo różnych dolegliwości, związanych z podeszłym wiekiem, wiersze te tchną nieprzepartą pogodą ducha.

Wiersze te należy zaliczyć do liryki osobistej, w której autorka wyraża uczucia konkretnej osoby. Obrazowaniem poetyckim nazywamy sposób przedstawiania rzeczywistości poetyckiej. Autorka liryków odzwierciedla rzeczywistość dokładnie, nie pomija szczegółów. Taki obraz świata, dający złudzenie prawdziwego, nazywamy obrazowaniem realistycznym, mimetycznym (naśladującym rzeczywistość). Ponadto w utworach dostrzegamy liczne zdrobnienia – chmurki, ptaszki, gwiazdki. Zdrobnienia te wyrażają pozytywną uczuciową ocenę podmiotu lirycznego.

Z utworów przebijają chrześcijańskie (franciszkańskie) ideały radości życia, zachwytu nad dziełem stworzenia, zjednoczenia człowieka z naturą.



Wydaje się, że płynie stąd niewątpliwa zachęta dla nas. Mianowicie warto pisać wiersze (czy jakieś inne teksty), malować (lub robić jakieś inne dzieła plastyczne lub muzyczne), w czymś się realizować, ponieważ być może będą to jedyne rzeczy materialne, które pozostaną po nas, dające świadectwo, że przeszliśmy przez życie nie będąc obojętnymi na utajone w dziele stworzenia elementy piękna.

opracował Marek

środa, 3 maja 2017

Zabić ducha (życie moralne i religijne)

Ostatnio mówiłem o zagrożeniach dla życia psychicznego, komentując słowa Jezusa: „bójcie się tego, który ciało i duszę może zatracić w piekle". Dziś chwila refleksji nad zagrożeniem życia moralnego i religijnego.

Niszczenie życia duchowego dokonuje się przez wyprowadzenie człowieka ze świata dobra i wprowadzenie go w świat zła; czynienie z człowieka sługi zła. Dobro jest zawsze twórcze, zło zaś - siłą niszczenia. Człowiek moralnie zdrowy wybiera dobro, wie bowiem, że tworząc dobro, ubogaca samego siebie. Człowiek moralnie chory wybiera zło, a popełniając zło, niszczy siebie.



Jakie są formy niszczenia życia moralnego? Pierwsza z nich polega na niszczeniu sumienia. Dokonuje się to przez zacieranie granicy między dobrem a złem. Człowiek o zniszczonym sumieniu, w imię pozorów dobra czyni zło. Droga do tego wiedzie przez wciąganie w kłamstwo, w kradzież, zmuszanie do krzywoprzysięstwa, zdrady, donosicielstwa, namawianie do morderstwa nie narodzonego dziecka, do pracy w niedzielę itp.

Atak jest wymierzony w przykazania. Mordercy ducha dowodzą, że przykazania są tak trudne, iż nie da się według nich żyć. Aby zatem żyć, trzeba je łamać. Innymi słowy, aby ocalić życie biologiczne, należy zabić ducha. Trzeba to dostrzec, bo często jest to działanie programowe. Po zniszczeniu sumienia umiera człowiek, a zostaje inteligentne, drapieżne zwierzę, budzące strach i mogące służyć jako narzędzie niszczenia innych.

Drugą formą zabijania ducha na płaszczyźnie życia moralnego jest zgorszenie. Jest to czyn lub postawa, które czynią drugiego człowieka gorszym, ucząc go popełniania zła. Słowa Chrystusa pod adresem gorszycieli są straszne. „Kto by stał się powodem grzechu jednego z tych małych (...), temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić na szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18, 6-7). „Lepiej by" uśmiercić danego człowieka, tzn. mniejsze zło jest w śmierci fizycznej gorszyciela, niż w śmierci duchowej tych, których gorszy.

Gorszyciel jest współodpowiedzialny za złe czyny człowieka zgorszonego, przez całe jego życie. Wprowadza on człowieka na drogę zła, jest przewodnikiem na tej drodze i dlatego odpowiedzialność za czyny zgorszonego w wielkiej mierze spoczywa na nim. Najcięższą odpowiedzialność za zgorszenie ponoszą rodzice wobec dzieci i kapłan. Wielkość bowiem zgorszenia zależy w dużej mierze od stopnia zaufania, jakim ktoś darzy danego człowieka. Nadużycie zaufania celem wprowadzenia na złą drogę rani serce, które zaufało, pozostawiając ranę nie do uleczenia.

Trzecią formą mordowania życia moralnego jest odebranie człowiekowi nadziei. Człowiek żyje dążąc ku czemuś, lub żyjąc dla kogoś. Potrafi przetrwać najtrudniejsze okresy w życiu, jeśli przyświeca mu nadzieja. Wspomnienia obozowe dotykają jako bardzo bolesnego problemu ludzi, którzy ginęli nie z powodu ciężkiej pracy, razów czy głodu, ale z powodu braku nadziei. Schnęli w oczach, umierali duchowo i nie było lekarstwa na tę ich chorobę.

Można odebrać nadzieję jednostce, wspólnocie, narodowi. Jest to forma zabijania ducha, a uleczenie go jest sprawą bardzo trudną. Łączy się z tym ściśle to, co św. Paweł nazywa „gaszeniem ducha". Ciągłe podcinanie skrzydeł wolności i twórczej pracy. Na co dzień zamyka się to w takich powiedzeniach, jak: „nie warto" pracować, bronić sprawiedliwości, prawdy, dochodzić swego, albo: „nic się nie da zrobić", zwalając wszystko na trudną sytuację, w jakiej się znajduje człowiek, czy naród. Takie podejście niszczy odwagę, wypełnia serce małodusznością. Jest to poważna choroba naszego społeczeństwa. Odpowiedź zdrowego ducha jest prosta: warto być dobrym, warto pracować, warto upomnieć się o prawdę. Da się zrobić wiele, bardzo wiele, tylko trzeba chcieć. Nie sytuacja decyduje o tym, co się da zrobić, ale potęga naszego ducha.

Kończąc refleksję nad tym, co zabija ducha, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na morderstwo życia religijnego. Chodzi tu przede wszystkim o odbieranie ludziom wiary. Dokonuje się to albo przez odebranie człowiekowi nadziei religijnej – a więc tej, która zawarta jest w Bożej obietnicy – albo przez zniszczenie zawierzenia Bogu. Nadzieja jest ustawiona ku przyszłości, zawierzenie jest zawsze związane z chwilą obecną, to jest nić łącząca człowieka z Bogiem w dniu dzisiejszym. Przecięcie tej nici strąca człowieka w zwątpienie i pogrąża w rozpaczy. Jest to największa krzywda wyrządzona człowiekowi. „Bójcie się tego, kto ciało i duszę może wtrącić do piekła". Bójcie się tego, kto przecina nić zawierzenia Bogu. Ta śmierć ducha może przyjść nagle, przez uderzenie zła i pokusę zwątpienia, a może się dokonywać stopniowo, przez rozwój choroby zniechęcenia, która prowadzi nad przepaść duchowego samobójstwa. Zwątpienie często rzuca człowieka na dno rozpaczy.

Nie mówię już o narzędziach mordowania ducha. Sądzę, że każdy z Was może je stosunkowo łatwo rozpoznać. Jest to o tyle ważne, że łączy się z rozpoznawaniem metody zabijania ducha. Już i tak długo, w stosunku do innych, zatrzymujemy się przy przykazaniu piątym.



Chcę jedynie odpowiedzieć na pytanie: czy można wskrzesić ducha? Można, póki ciało żyje i człowiek jest świadomy swych decyzji. Proces to jednak bardzo trudny. Z reguły jest potrzebna pomoc człowieka o zdrowym i silnym duchu, nierzadko nawet kilku ludzi, całej wspólnoty oraz szczególnego wsparcia łaski Bożej. Wzywam jednak do wielkiej ostrożności. Nie wolno podać takiemu człowiekowi ręki samemu, bo choroby ducha są bardzo zaraźliwe, a ratowanie duchowego topielca może się skończyć tragicznie. Potrzebne jest zawsze ubezpieczenie w rękach drugiego, mądrego człowieka, który widząc, że nie można uratować tonącego, nie pozwoli utonąć ratownikowi.

Kazanie wygłoszone przez ks. Adama Ogiegło 22.04.2017 na Dniu skupienia

środa, 29 marca 2017

CZTERDZIEŚCI KANDYDATÓW NA OŁTARZE Z MAŁOPOLSKI

Mieszkańcy Małopolski będą mieć nowych patronów w niebie. Jeszcze w tym roku ma się odbyć w Krakowie beatyfikacja pielęgniarki Hanny Chrzanowskiej. To jedna z 40 osób – kandydatów na ołtarze z archidiecezji krakowskiej. Z naszego regionu pochodzi jedna trzecia wszystkich Polaków czekających na aureolę ludzi uznanych za błogosławionych przez Kościół.

W watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych jest obecnie około 200 polskich spraw, zaś archidiecezja krakowska przoduje w kraju pod tym względem. Archidiecezja krakowska prowadzi obecnie około 40 procesów. W innych diecezjach są jedna, góra dwie takie sprawy. Bardziej znani krakowscy kandydaci na ołtarze to Jerzy Ciesielski, profesor Politechniki Krakowskiej, Jan Tyranowski, duchowy "ojciec" Jana Pawła II, ks. Michał Rapacz, zamordowany przez komunistyczną bojówkę w Płokach koło Trzebini, a także doktor Stanisław Kownacki, ordynator ze Szpitala im. S. Żeromskiego w Krakowie – Nowej Hucie, Maria Magdalena Epstein – twórczyni szkoły pielęgniarskiej i Wydziału Pielęgniarskiego na UJ, biskup pomocniczy krakowski Jan Pietraszko, ks. Józef Kurzeja, pierwszy proboszcz z Mistrzejowic a wreszcie pielęgniarka Janina Wojnarowska, członkini naszej Wspólnoty Chrystusa Odkupiciela Człowieka.

czwartek, 23 marca 2017

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – dzień piąty

BŁOGOSŁAWIONE OWOCE DZIAŁANIA ŁASKI

Dzień 5. – ostatni

”Nieść mamy spokój, rozsądek, opanowanie, prawdziwą miłość, która nie pozwoli, by w nas zło triumfowało. Zanieść mamy te cechy
w swój dom, otoczenie bliższe i dalsze” - z Myśli ks. Witolda Kacza.

Głębokie cierpienie może zadziałać dwojako – albo złamać człowieka i pogrążyć w bezpłodnej rozpaczy, albo oczyścić go wewnętrznie i zrodzić czystą miłość. Próba więzienia, jakiej doświadczył ks. Witold Kacz, zrodziła w nim ideę utworzenia instytutu świeckiego. W sześć lat po opuszczeniu więzienia, w roku 1959 ks. Witold rozpoczął prowadzić comiesięczne dni skupienia dla osób chcących pogłębić swe relacje z Bogiem. Rok później osiem osób składa ślub czystości, tworząc podwaliny instytutu świeckiego. Nowo mianowany biskup pomocniczy Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II włącza się w proces formowania wspólnoty i co najmniej dwa razy w roku uczestniczy w jej spotkaniach. W 1966 roku pięć osób składa wieczyste śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa w obecności kardynała Wojtyły i tak gruntuje się Instytut Świecki o nazwie Sacramentum Unionis.

Według myśli ks. Kacza, wspólnotę mają tworzyć osoby samotne żyjące w świecie, które mieszkają we własnych mieszkaniach i trudnią się pracą zarobkową, a zarazem składają śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Osoby te, poświęcone Bogu, nazywamy świeckimi konsekrowanymi.

Śmierć ks. Witolda Kacza miała miejsce w Krakowie dnia 7 II 1981 r. W następnych latach, po upadku systemu totalitarnego, instytut świecki rozwinął się, zmieniając zarazem nazwę na Wspólnotę Chrystusa Odkupiciela Człowieka. W 1994 r. ze wspólnotą poprzez Krąg Małżeństw związało się pierwsze małżeństwo, powstała gałąź męska świeckich konsekrowanych, przybyło również grono Sympatyków.

Świeccy konsekrowani, żyjący ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa tworzą rdzeń wspólnoty. Zmawiają codzienną Liturgię godzin i uczestniczą we Mszy św. Natomiast osoby z Kręgów i Sympatycy starają się żyć duchowością ewangeliczną na co dzień. Szczególnie kładą nacisk na pogłębianie życia w czystości zgodnie ze swoim stanem. Członkowie wspólnoty nie mieszkają wspólnie i nie noszą odrębnego stroju, którym wyróżnialiby się od otoczenia. To, co powinno cechować członków wspólnoty, to miłość Boga i człowieka, głębsze życie wewnętrzne oraz urzeczywistnianie Ewangelii na co dzień, zgodnie z wolą Bożą.

#Czy ja odczuwam wewnętrzne pragnienie, by podążać za Chrystusem w wydarzeniach dnia codziennego? Czy staram się być wierny natchnieniom Ducha Świętego? Jak z kwiatów, na które działają promienie słońca rodzą się soczyste owoce, tak z naszych wysiłków pracy nad sobą, z pomocą Bożą, rodzą się owoce Ducha Świętego. Tradycyjnie za Pismem świętym wymienia się ich dziewięć,a są nimi: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i opanowanie (Ga 5, 22-23).

Świat współczesny potrzebuje ludzi mocnych duchem, którzy z domów rodzinnych poniosą swe chrześcijaństwo do swoich środowisk,
w kręgi przyjaciół i znajomych , do miejsc nauki i pracy.

☑Praca na dziś – Zastanowię się, które z dziewięciu owoców Ducha Świętego najlepiej mnie określają? W jaki sposób je rozwinąć i umocnić na przyszłość?

Dziękuję wszystkim, którzy poprzez lekturę i refleksję włączyli się w te rekolekcje, za cierpliwość i wytrwałość oraz życzę sukcesów w pracy nad swoim charakterem. Trud pracy nad sobą należy kontynuować, a niewątpliwie zaowocuje wspaniałymi owocami.

Członkowie naszej Wspólnoty codziennie zmawiają modlitwę Liturgii godzin w łączności całego Kościoła w intencjach wszystkich chrześcijan. Na poniższy adres mailowy można przysyłać zapytania dotyczące działalności naszej Wspólnoty Chrystusa Odkupiciela Człowieka a także prośby o modlitwę: instodkupicielakrakow@gmail.com

środa, 22 marca 2017

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – dzień czwarty

JASNE ŚWIATŁO NA DROGACH MOJEGO ŻYCIA

Dzień 4.

„To, że nasze dusze żyją, kosztowało bardzo wiele – Chrystus umarł na Krzyżu, Matka Boża złożyła ofiarę serca macierzyńskiego ze swego Syna na Kalwarii.” - z Myśli ks. Witolda Kacza

Jak już wspomniano, szybko aktywnością księdza Witolda Kacza zainteresował się Urząd Bezpieczeństwa. Latem 1950 r. aresztowano ks. Kacza pod zarzutem przynależności do – jak to określono – „bandy AK” oraz za próbę założenia harcerstwa, co określono jako działalność wywrotową.

W trakcie śledztwa ksiądz traktowany był bestialsko, podobnie jak inni więźniowie. Przesłuchania trwały po 24 godziny, zmieniali się przesłuchujący; ks. Witold musiał cały czas stać, śledczy oczywiście siedzieli. Sąd wojskowy skazał ks. Kacza na 15 lat więzienia za szpiegostwo. Chociaż nie miał zasądzonego wyroku śmierci, osadzono go na oddziale kary śmierci na Montelupich w Krakowie. Tam był świadkiem, jak wyprowadzano z jego celi więźniów skazanych na egzekucję. Ci, którzy szli na śmierć, bronili się i krzyczeli. Szarpano ich i wywlekano przemocą z celi. Pozostali więźniowie przeżywali grozę oczekiwania na egzekucję. I znów nadchodziły kolejne dni i noce oczekiwania, kiedy usłyszy się ciężkie kroki podkutych butów strażników więziennych, oczekiwania, po kogo następnego ze współwięźniów przyjdzie śmierć. Istnieje jeden z rodzajów najdotkliwszego lęku, jaki może przeżyć ludzka natura, lęk agonalny. Taki lęk przeżywał Chrystus w Ogrójcu w noc przed pojmaniem. Taki właśnie lęk przed śmiercią towarzyszył skazańcom, ale i równie intensywnie udzielał się współwięźniom.

Matka księdza Witolda pisała listy do ówczesnego prezydenta Bieruta, prosząc o przedterminowe zwolnienie syna. Również w tej intencji rodzina i znajomi zanosili błagania do Boga. Wreszcie po trzech latach ciężkiego stalinowskiego więzienia ks. Kacz został zwolniony. Jego zdrowie było w ruinie, miał nacieki gruźlicze i musiał chodzić o lasce.

W zetknięciu z całą brutalnością śledczych podczas nieludzkich przesłuchań a potem podczas pobytu na oddziale kary śmierci zrodziła się w nim tęsknota za wspólnotą osób, w której panowałaby miłość Jezusa. Tak w więziennym cierpieniu kształtowała się idea utworzenia instytutu świeckiego, który skupiałby osoby świeckie całkowicie poświęcone Bogu.

#Cierpienie duchowe przybiera różną postać. Może nim być doznanie opuszczenia przez ludzi. Pamiętaj, że w chwilach szczególnie dojmującego opuszczenia znajdziesz pomoc w ufnym zwróceniu się do Chrystusa, Który wysłucha każdą twoją skargę. Innym razem cierpieniem może być odczuwanie beznadziejnej szarości życia i niemożność jego odmiany. Pomyśl wtedy, że Chrystus już przyjął twoją beznadziejność na siebie, aby cię podnieść. Czy ja Mu się oddaję i poddaję się Mu, aby mnie dźwignął i niósł?

Jak po nocy nastaje poranek, a po burzy spokój, tak po ciężkiej życiowej próbie przychodzi pokój. Jest taka zasada, że w chwilach smutnych zapomina się o pomyślności, lecz gdy zło przemija, ponownie radujemy się jak dziecko. Pismo święte w wielu miejscach mówi o tym, np. „Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie” (Syr 1,23).

☑Praca na dziś – Poproszę Pana Jezusa, bym w chwilach cierpienia nie upadał na duchu, pomny na słowa, że cierpliwy do czasu doznaje przykrości, a później przychodzi radość.

wtorek, 21 marca 2017

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – dzień trzeci

JASNE ŚWIATŁO NA DROGACH MOJEGO ŻYCIA

Dzień 3.

„Dar męstwa uzdalnia naszą wolę do podejmowania wszelkich wysiłków, mimo piętrzących się trudności; do ochotnego znoszenia każdej ofiary, jeśli tylko idzie o sprawę Bożą” – z Myśli ks. Witolda Kacza.

W święto Aniołów Stróżów, dnia 2 października 1938 roku młody Witold wstępuje do seminarium duchownego w Krakowie. Wybuch II. wojny światowej w rok później i związane z nią czasowe zamknięcie seminarium sprawiły, iż wielu kleryków porzuciło naukę. Witold był wychowany w domu rodzinnym na patriotyczno-religijnych ideałach, co przyczyniło się do tego, że w tym trudnym okresie wytrwale trzymał się raz obranego kierunku. W następnych latach kontynuuje naukę. Po wyświęceniu na kapłana w 1944 roku zostaje wikarym w jednej z podkrakowskich parafii. Tam też jest kapelanem żołnierzy Armii Krajowej. Wraz z Jezusem idzie w sytuacje trudne i niebezpieczne. Jest z żołnierzami AK wówczas, gdy po zakończeniu działań wojennych z ciężkim sercem, w leśnych ostępach zakopywali broń, by nie dostała się w ręce władzy ludowej. Z posługą sakramentalną idzie do szpitala do chorych żołnierzy Armii Krajowej.

Od listopada 1945 do grudnia 1946 ks. Witold kierował placówką Młodzieży Wielkiej Polski, będącą konspiracyjną organizacją młodzieżową Stronnictwa Narodowego. Ks. Witold jednocześnie zaczął organizować w parafii krąg harcerski dla chłopców. Wszystko to były działania wymagające w ówczesnych czasach sporo odwagi. Władze komunistyczne bardzo źle widziały i oceniały tego typu działalność z młodzieżą, która była zagrożeniem dla państwowego programu ateizacji. Wkrótce też aktywnością ks. Witolda zainteresował się Urząd Bezpieczeństwa.

#Czy mam odwagę przyznać się do wiary w Chrystusa w otoczeniu, gdzie może to zostać źle odebrane? A może w piątek mam ochotę na kurczaka z ulubionymi frytkami? I nie za bardzo rozumiem, dlaczego akurat właśnie tego dnia powinienem powstrzymywać się od spożywania mięsa? To tylko takie dwa pierwsze lepsze przykłady z wielu możliwych.

Więc może zastanowię się, czy jednak czasem nie brak mi odwagi osobistej? Czyż nie należałoby się przeciwstawić tej powszechnie przyjętej opinii ogółu, której czasem tak bezrefleksyjnie się poddajemy? Niewątpliwie jest to temat do samodzielnego przemyślenia w okresie Wielkiego Postu.

Jezus mówi; „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia” (Ap 2,10). Należy być wiernym nie tylko w zasadniczych sprawach, ale także w drobnych. Kto jest wierny w sprawach małych, ten będzie wierny i w sprawach znaczących, zgodnie ze słowami wielkorządcy skierowanymi do swoich sług w przypowieści o talentach:”Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię” (Mt 25, 21).

☑Praca na dziś – Zastanowię się, cz posiadam swoje wewnętrzne „normy honorowe”? Jeżeli nie, to dlaczego? Jeżeli tak, to czy staram się na co dzień zgodnie z nimi postępować?

poniedziałek, 20 marca 2017

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – dzień drugi

ZMARTWYCHWSTANIE ŹRÓDŁEM NADZIEI

Dzień 2.

„Był swego czasu ktoś, kto chleb popijał wodą, chodził zawsze w jednym ubraniu, a za poduszkę służył Mu kamień pod gołym niebem.” – ks. Witold Kacz

W roku 1930 Witold zaczął uczęszczać do szkoły średniej. W tym okresie jego pasją stało się harcerstwo. Był w zastępie „Czarnych Wilków”. Przyrzeczenie harcerskie służby Bogu i Ojczyźnie złożył w 1933 roku. Zdobywał konsekwentnie kolejne sprawności harcerskie, między innymi lekarską, obozownika, kucharza, kartografa, trapera, wędrownika, pływaka, ratownika i także kierownika drużyny. Uwielbiał kontakt z przyrodą i kiedy tylko mógł, wyrywał się za miasto. Przepadał za harcerskimi obozami wędrownymi. Sam brał udział w takich obozach, między innymi po Szwajcarii Kaszubskiej, ponadto prowadził obóz na Litwę.

Zasady harcerza, które nosił w sercu jako normy honorowe - „Harcerz staje w obronie słabszych, pomaga w potrzebie”, rozwinął w całym życiu dorosłym.

W okresie szkolnym pojawił się również inny, dobry formator życiowy, wychowawca prof. Mikołaj Koszyczko, pedagog z powołania.
Z inicjatywy tego mądrego człowieka uczniowie odwiedzali osoby chore, przynosili im żywność, załatwiali drobne sprawy na mieście. Ksiądz Witold po latach często bardzo życzliwie wspominać będzie dawnego wychowawcę, który odegrał znaczącą rolę w jego młodości.

#Chrystus był niestrudzonym wędrowcem przemierzającym piechotą przez trzy lata szlaki Palestyny. Kiedy głosił Dobrą Nowinę, nie miał własnego domu, gdzie mógłby odpocząć. Wszyscy jesteśmy takimi wędrowcami na drogach naszego życia i w tym upodabniamy się do Niego. „Nie mamy tutaj trwałego domu, naszym mieszkaniem jest namiot” – pisał ks. Witold Kacz. Chciał przez to zwrócić uwagę, że nasze życie nie jest czymś trwałym i powinniśmy pytać o cel, dokąd zmierzamy. Czy i ja postawiłem już Jezusowi pytanie, jaki jest cel mojej drogi?

Spośród czterech cnót kardynalnych – roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania, najważniejszą cnotą jest roztropność. Steruje ona wszystkimi pozostałymi cnotami oraz uzdalnia do poznania tego, co właściwe. Kto chciałby prowadzić dobre życie, musi wiedzieć, czym jest dobro, za którym podąża. Tak zachowa zdrowy dystans do dóbr tego świata wiedząc, że rzeczy stworzone nie
są ostatecznym celem człowieka.

☑Praca na dziś – Zastanowię się, jakie są moje plany na przyszłość? Czy są zgodne z wolą Bożą?

niedziela, 19 marca 2017

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE – dzień pierwszy

ZMARTWYCHWSTANIE ŹRÓDŁEM NADZIEI

Dzień 1.

„Spójrz na siebie, na swoje wszystkie władze, talenty, zalety, cechy, na całe swoje życie i na jego istotę; na swoje ciało z jego wszystkimi zmysłami – i w tym wszystkim ujrzyj miłość Bożą do ciebie” – z Myśli ks. Witolda Kacza.

Witold Kacz urodził się niespełna sto lat temu, w roku 1920 w Krakowie. Wychował się w domu, w którym panowała ciepła atmosfera rodzinna. Jego matka była osobą pogodną i wyrozumiałą, posiadającą poczucie humoru, którym łagodziła pewną stanowczość ojca.

Kiedy chłopiec dorósł do wieku I. spowiedzi św., wraz z matką i resztą rodzeństwa zaczął uczęszczać do sakramentu pojednania w klasztorze OO. Karmelitów. Będąc chłopcem, miał już swojego stałego spowiednika, pobożnego karmelitę. Wpajał on w młode serce pierwsze prawidła dotyczące głębszego życia wewnętrznego. Reminiscencją tych pierwotnych doświadczeń duchowych młodego Witolda będzie w późniejszych latach przeświadczenie o potrzebie pracy wewnętrznej i zmagań duchowych o zjednoczenie z Bogiem, o czym tak wiele pisał jego ulubiony autor, wielki mistyk karmelitański św. Jan od Krzyża.

#Zatrzymajmy się przez chwilę, by przyjrzeć się samym sobie. Czyż Bóg nie obdarzył nas bogato przeróżnymi cechami naszego charakteru? Każdy posiada je w nadmiarze, zarówno te dobre, jak i te mniej chwalebne, a może znajdzie się i kilka całkiem złych. Każdy z nas posiada niezmierzone duchowe bogactwo wewnętrzne.

Czyż Wielki Post nie jest najstosowniejszym czasem do podjęcia pracy nad swoim charakterem? Właśnie teraz powinniśmy się starać w jakiś sposób uporządkować nasze wnętrze, by w ten sposób dążyć do upodobnienia się do Chrystusa, Który jest naszym wzorem. „Bądźcie więc tak doskonali,jak doskonały jest wasz Ojciec Niebieski” (Mt 5,48).

Prawdopodobnie każdy ma już jakiś swój sposób, żeby sobie radzić z własnymi wadami. I tak na przykład można wpierw rozeznać, jakie posiadamy negatywne cechy charakteru, czyli właśnie wady, a jakie pozytywne - zalety, a precyzyjniej cnoty. Wada powstaje wskutek powtarzania tych samych złych czynów. Natomiast cnota to wewnętrzna postawa, pozytywne przyzwyczajenie do czynienia dobra.

Taki wstępny, uczciwy bilans naszego stanu wewnętrznego jest punktem wyjścia na drodze pracy nad charakterem. Następnie pozostaje tylko jedna metoda – nie dając się ponieść nieuporządkowanym uczuciom i emocjom, wszystkie siły naszej woli ukierunkować na czynienie dobra. Dzień po dniu należy stopniowo eliminować wady, a rozwijać zalety. Z Bożą pomocą przez całe życie można tak pomnażać przymioty charakteru, zdolności osobiste i talenty.

Praca nad charakterem jest fascynującym doświadczeniem, nie może być jednak pozbawiona wysiłku i niejednokrotnie wymaga samozaparcia. Tak naprawdę trwa przez całe życie a jej celem jest harmonijny rozwój własnej osobowości. W taki sposób coraz bardziej w jakiś tajemniczy sposób upodabniamy się do Chrystusa, stajemy się „alter Christus” – na wzór Chrystusa.

☑Praca na dziś – Zrobię bilans wad i zalet mojego charakteru. Zastanowię się, co muszę zmienić w swoim postępowaniu, żeby rozwinąć pozytywne cechy charakteru, żyć cnotliwie.

czwartek, 9 marca 2017

Przebaczenie (V Przykazanie)

Chrystus pogłębił interpretację piątego przykazania Dekalogu: „nie zabijaj”, w Kazaniu na Górze, zanotowanym przez św. Mateusza, Jezus wyraźnie powiada: „Powiedziano ojcom: nie zabijaj a kto by zabił, będzie winien sądu. A ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, winien będzie sądu”. Chrystus zatem połączył samo zabójstwo z gniewem, który rodzi się w sercu człowieka, i wyraźnie podciągnął pod przykazanie piąte.

Ideał życia chrześcijańskiego polega na niezwykłej jedności, jaka istnieje między odniesieniem człowieka do Boga i jego odniesieniem do innych ludzi. Jeżeli między tymi dwo­ma dziedzinami - religijną, a więc odniesieniem do Boga, i moralną, czyli odniesieniem do drugiego człowieka powstanie szczelina, wówczas człowiek zaczyna duchowo umierać. Obumiera zarówno życie religijne - nawet gdyby całymi godzinami siedział w kościele - jak i życie moralne. Nie może być szczeliny między odniesieniem do Boga i odniesieniem do człowieka. Stąd też pojednanie z człowiekiem jest elementem pojednania z Bogiem. Niech nikt nie liczy na to, że jeśli dużo się modli i wyciąga ręce do Boga, to zostanie usprawiedliwiony z niewłaściwego odniesienia do ludzi. Człowiek musi być pojednany z braćmi, jeżeli chce cieszyć się pojednaniem z Bogiem. Dlatego w Ewangelii raz po raz Chrystus wzywa do przebaczenia.



Przebaczenie jest gestem pojednania. Zasadniczo rzecz biorąc, powinniśmy zabiegać o to, aby nigdy nie było człowieka, do którego mamy jakieś pretensje, żal, abyśmy każdemu, nawet temu, który wyrządził nam największą krzywdę, umieli w sercu swoim przebaczyć, wiedząc, że dopiero to przebaczenie, czasem bardzo trudne, jest znakiem, że i Bóg przebacza nam, dopuszczając do pojednania z sobą. To jest trud chrześcijańskiego życia zmierzający do tego, by miłość, która wypełniła serce, objęła wszystkich ludzi. Człowiek, który potrafi przebaczyć każdemu, nigdy nie będzie się gniewał. To jest tajemnica serca, które nie zna gniewu. W każdej bowiem sytuacji, w której inni wybuchają gniewem albo czują się obrażeni, ono zdobywa się na gest przebaczenia. Jest to trudna, lecz niezwykle ważna dziedzina chrześcijańskiego życia. Przykładem heroicznego przebaczenia może być św. Jana Paweł II, który przebaczył swojemu niedoszłemu zabójcy zaraz po zamachu. Nie wiedząc jeszcze kim on jest modlił się za niego. Zrobił to niemal instynktownie, co świadczy o tym, jak głęboko w jego naturze była zakorzeniona gotowość do przebaczania.

Często uważamy, że ten, kto się gniewa, robi awanturę. Tymczasem w życiu o wiele częściej gniew objawia się przez milczenie. Ktoś ma ciche dni, tygodnie, miesiące. Warto pod­kreślić, że każdy człowiek, który się obraża, dowodzi swojej małości. Tylko mały człowiek się obraża. Wielki człowiek potrafi zrozumieć sytuację, jaka zaistniała, nie obraża się. Jest w nim gotowość załatwienia nawet najtrudniejszej sprawy bez dystansu, bez milczenia. Godziny obrazy przechowywanej w sercu niszczą nie tyle tych, na których dany człowiek się obraża, ale przede wszystkim jego samego. Wiadomo, że czasami taki jeden tydzień milczenia, na przykład w małżeństwie czy rodzinie, potrafi zniszczyć szczęście domu bezpowrotnie. Dlatego Jezus obok „nie zabijaj” dodaje: „nie gniewaj się”.



Prośmy dziś Boga, abyśmy w każdej sytuacji, zwłaszcza tu przy ołtarzu, kiedy przekazujemy sobie znak pokoju, potrafili gestem przebaczenia otworzyć swoje serce na wszystkich ludzi, wiedząc, że wówczas Bóg otwiera swoje Serce, by nas do niego przygarnąć.

Homilia wygłoszona przez ks. Adama Ogiegło w lutym na dniu skupienia

niedziela, 26 lutego 2017

Nowe wiersze Łukasza

Biel

Biały jest obrus
Białe są ściany
Białe są Tulipany
Biała powinna być dusza!!
Biała jest alba księdza
Biały jest opłatek
Biel to Czystość
Zatem czy mamy czyste serce??
Pytasz dla Kogo??
Odpowiem ci dla Chrystusa :)




Cztery Pory Roku

Zima spadają powoli białe płatki
Nasze domy stają się białe
Jest zimno a zarazem Ciepło
Biel – Symbol czystość
Ciepło widzimy wspaniałość Bożą
Wiosna, Kolory drzew i kwiatów
Mają już powoli swój urok
Wszystko pięknie kwitnie
Tak jak dusza po spowiedzi
Lato, pora ciepła i deszczowa
Bywa niczym ludzka dusza
Ciepła - Gdy jest z Bogiem
Deszczowa – Kiedy jest zabłąkana
Jesień złota jesień
Wspaniała i dostojna
Symbol schyłku ludzkiego życia
Z Bogiem – Złota i Ciepła
Bez Boga - zimna i deszczowa
Tak wygląda dusza.


Pokój

Pokój a w nim cztery ściany
na ścianie obrazek mały.
Telewizor, Komputer, Radio
Za oknem pełno ludzi.
Jeden do drugiego coś pyskuje
Czy o taki pokój chodzi??
Pokój z wojną – czy kawałek kąta w domu
Gdzie brak najważniejszej osoby – Boga
Są pokoje białe lub czarne
a jeszcze inne szare
To od nas zależy jaki będziemy mieli
Czy w sercu-pokoju zamieszka Chrystus





Tęsknota

Jedziesz w góry
Jedziesz nad morze
Na jakiś czas
Coś sobie tam robisz
Grasz w piłkę czy kosza
Po pewnym czasie tęsknisz
Tęsknisz - za domem
Tęsknisz - za rodzicami
Tęsknisz - za siostrą i bratem
Lecz to po jakimś czasie mija
Nie potrzebujesz rodziny
brata czy domu
Masz od Tego spokój
Ale ty nadal Tęsknisz
Do Tego Super Gościa
Który wszystko może
Czy wiesz o kim tu mowa?
Tęsknisz do spotkania
Do spotkania z Jezusem
Nieraz Tęsknisz będąc w domu
Idź do Pana a nie będziesz Tęsknić
Za Jezusem Super Gościem

Łukasz



Wypadałoby zamieścić kilka słów o autorze zamieszczonych utworów. Łukasz ma 29 lat, urodził się i mieszka w Starachowicach (Świętokrzyskie), jest singlem, pracuje. Jego hobby to wędkarstwo i czytanie książek, lubi też góry, które – jak mówi – są piękne o każdej porze roku. Służy do Mszy jako ministrant a ponadto w wolnym czasie odwiedza ludzi w domu pomocy społecznej, by służyć im rozmową. Stwierdza, że uwielbia pracę z chorymi, bo ujmuje go fragment z Pisma św., gdzie Pan Jezus mówi: "Coście uczynili jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili."

W pierwszym i ostatnim wierszu (Biel, Tęsknota) podmiot liryczny (inaczej "ja" liryczne) zwraca się bezpośrednio do czytelnika z pytaniem o jego osobisty stosunek do Jezusa - czy ma dla Niego czyste serce? oraz - czy tęskni za Nim?

W obrazie poetyckim zatytułowanym Cztery Pory Roku występuje porównanie pór roku do różnych stanów duszy ludzkiej: zimowy śnieg jest symbolem czystości, wiosna jest niczym dusza po spowiedzi. Natomiast lato i jesień są deszczowe, gdy dusza jest bez Boga, a ciepłe i złote, gdy dusza jest wypełniona Bogiem.

W wierszu Pokój autor wykorzystuje dwuznaczność metaforyczną znaczenia pokoju rozumianego jako miejsce w przestrzeni ograniczone czterema ścianami, który wypełniają Telewizor, Komputer, Radio i przeciwstawia mu pokój rozumiany jako stan serca wypełnionego Bogiem (pokój Boży). Autor przeciwstawia sobie te dwa pojęcia pokoju, zadając jednocześnie odbiorcy pytanie, w jaki sposób pojmuje pokój?

Bóg w wierszach Łukasza nie jest odległym Bogiem deistów, ale Jezusem Super Gościem, do Którego się tęskni i do Którego można się zwrócić w każdej chwili o pomoc. Niewątpliwie wiersze te, oprócz swoich walorów poetyckich, są świadectwem żywej wiary autora. I dzięki mu za to!

niedziela, 22 stycznia 2017

STWORZENIE A EWOLUCJA

„Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których człowiek wznosi się ku kontemplacji prawdy.” Tak zaczyna się encyklika papieska FIDES ET RATIO. Wiara i rozum to dwa sposoby ludzkiego poznania, które są darami dla rozpoznawania rzeczywistości, jakiej człowiek doświadcza. Czyli człowiek poznaje rzeczywistość rozumem i wiarą, które nie są sobie przeciwne, ale się nawzajem uzupełniają i nawzajem chronią przed skrajnościami z obu stron.

Chrześcijaństwo jest religią doświadczenia, u podstaw tego doświadczenia jest doświadczenie Jezusa - Słowa Wcielonego, Jego życia, słów, czynów a przede wszystkim Zmartwychwstania. Dlatego Apostołowie mogli powiedzieć przed Sanhedrynem „my nie możemy nie głosić to, co widziały nasze oczy i co dotykały nasze ręce.” Zaprzeczenie temu byłoby nie tylko wyparciem się wiary, ale byłoby również wbrew rozumowi, bo Apostołowie poznawali to również intelektualnie.

Nasza wiara jest racjonalna, czyli rozumna. Św. Tomasz z Akwinu mówi, że „wiara jest aktem rozumu przekonanego o prawdzie Bożej, z nakazu woli poruszonej łaską przez Boga”.

Konflikt, jaki istniał kiedyś między Kościołem (wiara, stworzenie) a naukami przyrodniczymi, był spowodowany tym, że nie stosowano wtedy właściwych dla siebie metodologii badawczych, innej dla teologii, innej dla nauk przyrodniczych. Nie chcę pisać teologia i nauka, tak jakby teologia nie była nauką, lecz dodaję przyrodniczymi. Jedni i drudzy wówczas przekraczali swoje kompetencje; podam przykład współczesny: uczennica pyta panią katechetkę „Pani zawsze nas uczyła, że świat stworzył Pan Bóg a pani od fizyki powiedziała, że powstał przez Wielki Wybuch i że nie Bóg stworzył świat”. Pani od fizyki miała prawo powiedzieć, że świat zaczął się od Wielkiego Wybuchu, ale nie powinna powiedzieć, że „nie Bóg stworzył świat”, bo tutaj już przekroczyła swoje kompetencje. Materialiści i inni mówią, że materia istniała zawsze, ale to już nie jest podejście fizyka, tylko raczej filozofa lub teologa, fizyk zajmuje się faktami a nie przypuszczeniami. Dlatego naukowiec, żeby się nie skompromitować, powinien unikać takich stwierdzeń. Są przecież pewne rzeczy pod względem fizycznym nie do udowodnienia, tylko trzeba je przyjąć wiarą.

Jeżeli na początku był Wielki Wybuch, to co sprowokowało ten wybuch (przyczyna pierwsza)? Od momentu wybuchu mogło już się wszystko potoczyć po myśli fizyka, w tym momencie mogły zaistnieć w zarodku wszystkie prawa fizyki, które z biegiem czasu się rozwinęły. Można by wielki wybuch porównać do poczęcia człowieka. W.W. był, można powiedzieć, poczęciem wszechświata.



Obserwując przyrodę widzimy dwie rzeczy, harmonię, pewien cykliczny ład, ale i zachwianie tego ładu. Są ponadto takie rzeczywistości, które nie są możliwe do poznania i zbadania przez fizykę np. świat duchowy. Myślę, że Całun Turyński mógłby zbliżyć ludzi różnych nauk i tak pewnie jest. Owo płótno jest do badań tak dla teologa jak i dla fizyka. Wizerunek na całunie powstał bez wątpienia w momencie zmartwychwstania Pana Jezusa. Gdy Jego ciało przemieniało się w chwalebne, musiały nastąpić jakieś procesy fizyczno-chemiczne, co spowodowało ten wizerunek. Naukowcy, którzy badali płótno izotopem węgla C14, skompromitowali się, podając do wiadomości, że to płótno datuje się na XIII, XIV wiek. W XVI wieku wybuchł pożar, całun został lekko nadpalony a przez to, że znalazł się w wysokiej temperaturze, doszło do wymiany izotopów, co w konsekwencji „odmłodziło” całun. Dlatego uważa się, że nie nadaje się on do tego typu badań. Są grupy ludzi, którzy chcą wykorzystać naukę, by podważyć wszystko, co jest związane z Bogiem.

Pewne amerykańskie małżeństwo, nie będące kompetentne w sprawach całunu, oglądając go w Internecie, coś odkryło. Mianowicie że do całunu zostały doszyte ubytki, po pożarze, przez siostry klaryski w XVI wieku i to w sposób tak mistrzowski, że na oko było to niezauważalne. Dalsze badania wykazały, że materiał doszyty jest z bawełny, podczas gdy płótno całunowe jest lniane. Do pobrania płótna wycięto fragment płótna całunowego, który zawierał również doszyty bawełniany fragment, co było przyczyną jego błędnej datacji.

Tadeusz