sobota, 29 listopada 2014

TAJEMNICZE PYTANIE

Jezus stawia pytanie: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18,8). Jest w nim zawarte ostrzeżenie. Powrót Chrystusa w chwale będzie miał miejsce w tak głębokim kryzysie wiary, że Jezus nie będzie oczekiwany. Potwierdza to bardzo mocno Apokalipsa. Takie ustawienie powtórnego przyjścia Syna Człowieczego wzywa do modlitwy, abyśmy w chwili Jego zjawienia się należeli do tych, którzy wierzą w Niego, ufają Mu i na Niego czekają.

Sekularyzacja zatacza coraz szersze kręgi. Ludzie nie wierzą ani w pierwsze, ani w powtórne przyjście Chrystusa. Ten proces w środowiskach Europy i Ameryki jest znakiem dla wierzących, by zatroszczyli się o umocnienie swej więzi z Jezusem. Mamy być świadkami wiary i oczekiwania powtórnego przyjścia Pana.

Zastanawia kontekst, w jakim Jezus wypowiedział te słowa. Jest nim Jego wykład na temat skuteczności modlitwy prośby. Ona winna płynąć z serca do Boga, aby wybawił nas z niesprawiedliwych układów, jakie panują na świecie. Wspomniana w przypowieści wdowa jest przykładem takiej usilnej prośby. Zło na ziemi odnosi coraz większe sukcesy. Wystarczy spojrzeć uważnie na dzieje świata dotkniętego pierwszą i drugą wojną światową w minionym wieku. Ile zła było zaprogramowane i zrealizowane w mechanizmach komunizmu oraz nacjonalizmu? A dziś ekstremizm islamski, którego zasadniczym motywem jest bezwzględna walka z chrześcijaństwem. Jakie formy zła, ile ofiar prześladowań niewinnych ludzi. To są dziesiątki milionów...

Kościół to owa wdowa, która jest w zasięgu działania swego wroga i widzi jedynie szansę na interwencję sędziego, by ją ratował. Usilność jej próśb była motywem dla niesprawiedliwego sędziego, by stanął w jej obronie. On to uczynił. Jezus zestawił niesprawiedliwego sędziego ze sprawiedliwym Ojcem i powiedział, że jeśli wołanie Kościoła będzie tak usilne, jak owej wdowy, interwencja zbawcza Ojca będzie przyspieszona. Wniosek – prosić Boga. Tymczasem wielu oskarża Boga za zło w świecie nie dostrzegając istotnych jego źródeł.

Zanik modlitwy prośby jest znakiem słabości wiary. Dla wielu współczesnych ludzi Bóg jest niepotrzebny i niepotrzebne jest też przyjście Wybawiciela... Trzeba odkryć wartość modlitwy prośby, by nabrać dystansu wobec mechanizmów zła, z jakimi mamy do czynienia.

Miejmy odwagę mówić o skutkach naszych modlitw wysłuchanych przez Boga. Wielu podchodzi do tego sceptycznie, z niedowierzaniem, a czasem drwiąco. To już nie tylko brak wiary, ale kwestionowanie owoców wiary w życiu innych ludzi. To już nie tylko obojętność, ale jakaś szatańska zaciekłość w zwalczaniu wszystkiego, co Boga przypomina. Cudów jest znacznie więcej, niż się o tym mówi. One winny być ogłoszone, bo są dowodem obecności Boga w naszym życiu.

Powyższą homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło na listopadowym Dniu skupienia



czwartek, 27 listopada 2014

Bóg mówi przez wydarzenia

Doniesiono Jezusowi, że Piłat dokonał masakry na Galilejczykach, i to najprawdopodobniej na terenie świątyni. Chrystus nie zatrzymał się jednak na samym wydarzeniu, lecz przez nie starał się zwrócić uwagę słuchaczy na prawdę o wiele głębszą. „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” /Łk 13, 2-3/. Do tego wydarzenia dodaje następne, wspominając o tragicznym wypadku, w którym pod murami wieży w Siloe zginęło osiemnastu ludzi, z tym samym wezwaniem: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”.

Z wypowiedzi Jezusa wynika jednoznacznie, że tragiczne wydarzenia Bóg traktuje jako swoje słowo skierowane do wszystkich, którzy wydarzenie znają. Nieszczęście jednych winno pomóc innym do głębszej refleksji nad ich własną drogą życia. Tymczasem mimo iż od przyjścia Chrystusa na ziemię upłynęło dwadzieścia wieków, my ciągle nie umiemy odczytywać wydarzeń jako mowy Boga skierowanej do nas. Ciągle zatrzymujemy się jedynie na samym wydarzeniu i zawartej w nim sensacji. Oto w mediach dominuje w tych dniach jeden temat - tragiczna śmierć młodego małżeństwa dziennikarzy z dzieckiem w Katowicach. Jest to niewątpliwie dramat poruszający wszystkich. Jednak większość osób mówiących o tym zatrzymuje się tylko na powierzchni całego dramatu. Relacje medialne dotyczyły drobiazgów i były tak dociekliwe, że aż przerażające. Jedna ze stacji telewizyjnych miała kamerę przez całą noc skierowaną na miejsce zdarzenia. Nikt jednak ani jednym zdaniem nie zasygnalizował prawdy o kruchości ludzkiego życia i o tym, że żaden człowiek nie zna dnia ani godziny swej śmierci. Nie umiemy słuchać Boga przemawiającego do nas przez wydarzenia, a przecież w ten sposób przemawia On prawie codziennie. Raz czyni to mając na uwadze niewielkie grono osób, innym razem całą ludzkość. Każda informacja w prasie, w radiu, telewizji jest wezwaniem do refleksji nad naszym życiem. Wybuch wulkanu w Japonii, niespodziewana lawina w Himalajach były w ostatnim czasie takim przypomnieniem kruchości ludzkiego życia dla milionów mieszkańców naszego globu.

Wraca też co jakiś czas pytanie o Oświęcim, który stanowi wielkie i tragiczne wydarzenie znane całemu światu. Jest to głośny, choć niemy krzyk Boga, skierowany do całej ludzkości. „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”. Jedni jako szaleńcy opętani nienawiścią, inni jako ich ofiary. Wciąż w świadomości mas brakuje chrześcijańskiej interpretacji tego wydarzenia, mimo iż wezwał do niej sam św. Jan Paweł II nawiedzając Golgotę naszych czasów.

Jest rzeczą znamienną, że zamiast odczytać to wydarzenie jako wezwanie do nawrócenia, do głębszej refleksji nad postawą chrześcijan dwudziestego wieku, współczesny człowiek zinterpretował je jako oskarżenie pod adresem samego Boga. Ostro postawiono pytanie, dlaczego Bóg milczał, gdy miliony ludzi błagało Go o zbawczą interwencję? Wielu, z powodu tego milczenia Boga, załamało się w wierze. Oświęcim, zwłaszcza dla Żydów, był i jest potężną próbą wiary. Dla chrześcijan pytanie nie jest nowe. W znacznie ostrzejszej formie pojawiło się ono na Kalwarii, tam też zyskało odpowiedź. Oto na krzyżu w potwornej męce umiera umiłowany Syn Ojca Przedwiecznego ze słowami skargi: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” /Mk 15, 34/. Bóg odpowiedział wtedy milczeniem, które nie było milczeniem zapomnienia i bezradności, lecz milczeniem miłości i obecności.

Bóg przyjął niesamowite ryzyko niewłaściwego wykorzystania daru wolności przez człowieka, ale też udowodnił, że ten, kto umie kochać tak, jak On kocha, nawet w najtrudniejszej sytuacji, nawet w świecie nienawiści potrafi ocalić swoją godność i objawić miłość. W oświęcimskim piekle twarz prawdziwego Boga objawił ojciec Maksymilian Kolbe, a jest to twarz Przebaczającej Miłości. Wszystkie więc wydarzenia, nawet tak przerażające jak Auschwitz, dzieło nie Boga, lecz człowieka, stanowią w rękach Odwiecznej Miłości wezwanie do nawrócenia.

Chrystus wzywa do nawrócenia. Na czym ten proces polega? Na wyzwoleniu tkwiącej w człowieku siły twórczej. Nawrócony to człowiek, który wykrzesał z siebie ogień twórczości i zaczął tworzyć dobro dla innych. To nieurodzajna figa, którą udało się obudzić, by wydała pierwsze owoce. To ten, kto potrafi uśmiechać się sercem, widząc dokonane przez siebie dobre dzieło. Chrystus przybył, by wykrzesać z naszych serc tę twórczą siłę czynienia dobra. Jest to jedyna droga do naszego uszczęśliwienia. Odwrócić uwagę od siebie i zacząć żyć dla innych. Radość tych, którzy są obdarowani naszą radością, rozświetli mroki naszego serca i wypełni je szczęściem.

Nie chodzi o wielkie dzieła. Nawrócenie może mieć miejsce w tej godzinie, teraz. Wystarczy, że podejdziemy do kogoś, by mu pomóc. Wystarczy, że on stanie się dla ciebie ważniejszy niż ty, że przez chwilę zajmiesz się nim, by mu pomóc. Już nie jesteś nieurodzajny. W ciągu dnia takich owoców może być wiele – a radość twoich bliskich opromieni twój trud.

Przyzwyczailiśmy się do ograniczania nawrócenia jedynie do porzucania nałogów – pijaństwa, nieczystości, kradzieży, do pojednania, przebaczenia uraz... W Ewangelii natomiast chodzi o coś znacznie głębszego: o otwarcie na innych, o odwrócenie uwagi od siebie i zwrócenie jej na otoczenie, o zajęcie się nie sobą, lecz drugim człowiekiem. Takiego nawrócenia potrzebuje wielu, bardzo wielu.

Bóg cierpliwie czeka na godzinę, w której człowiek zmądrzeje. W tym czekaniu jest podobny do ogrodnika, który pielęgnuje nieurodzajną figę z nadzieją, że wyda owoce.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło na październikowym Dniu skupienia.





piątek, 21 listopada 2014

OTWARCIE ROKU ŻYCIA KONSEKROWANEGO W I. NIEDZIELĘ ADWENTU

29 listopada 2013 roku, na zakończenie spotkania ze 120 przełożonymi generalnymi Instytutów męskich w auli synodalnej na Watykanie, które przebiegało w atmosferze radości i wielkiej spontaniczności, Papież Franciszek zapowiedział, że rok 2015 zostanie poświęcony życiu konsekrowanemu.
31 stycznia 2014 roku Kardynał Prefekt Kongregacji ds Życia Konsekrowanego i Sekretarz Generalny Kongregacji wyjaśnili na konferencji prasowej, że te szczególne obchody zostały zaplanowane w kontekście 50. rocznicy ogłoszenia dekretu Perfectae caritatis Soboru Watykańskiego II, a także określili niektóre cele Roku Życia Konsekrowanego:

Dziękowanie Bogu za dar życia konsekrowanego, zwłaszcza za 50 lat jego odnowy zgodnie z nauczaniem Soboru.
Przyjmowanie przyszłości z ufnością pokładaną w Panu, któremu konsekrowani ofiarowują całe swoje życie.
Przeżywanie teraźniejszości z pasją, ewangelizując własne powołanie i dając w świecie świadectwo piękna podążania za Chrystusem w różnorodnych formach, w jakich wyraża się życie konsekrowane.

26 lutego 2014 roku na spotkaniu poświęconym prezentacji listu "Radujcie się", pierwszego dokumentu KŻKiSŻA w ramach przygotowań do Roku Życia Konsekrowanego, Kardynał Prefekt, J.E. Braz de Aviz, podał do wiadomości niektóre ustalone daty obchodów:

30 listopada 2014 roku, pierwsza niedziela Adwentu: otwarcie Roku Życia Konsekrowanego.
2 lutego 2016 roku, święto Ofiarowania Pańskiego: zamknięcie Roku.
22 - 24 stycznia 2015 roku: spotkanie ekumeniczne z udziałem niektórych wspólnot życia konsekrowanego innych wyznań chrześcijańskich, w kontekście Tygodnia Modlitwy o Jedność Chrześcijan.
8 - 11 kwietnia 2015 roku: zjazd osób odpowiedzialnych za formację.
23 - 26 września 2015 roku: zjazd młodych konsekrowanych.
18 - 21 listopada 2015 roku: różne zjazdy poświęcone każdej z form życia konsekrowanego (życie zakonne, instytuty świeckie itd.).
28 stycznia - 1 lutego 2016 roku: Sympozjum na temat życia konsekrowanego.



poniedziałek, 10 listopada 2014

SEKRET CHRZEŚCIJAŃSKIEGO OPTYMIZMU

Przypowieść o siewcy mówi o trudnościach, na jakie napotyka Bóg chcąc przekonać człowieka o tym, że Jego wymagania prowadzą do szczęścia. Bóg chcąc nas przekonać, posługuje się słowem. Z doświadczenia jednak wiemy, że aby kogoś przekonać, nie wys­tarczy samo przekazanie wiadomości. Przekonanie rodzi się dopiero po dobrowolnym przyjęciu słowa i dostosowaniu do niego swego sposobu myślenia. Jakie są przeszkody utrudniające, a czasem wręcz uniemożliwiające Bogu przekonanie człowieka o słuszności Jego wymagań?

Pierwszą z nich jest lekceważenie zła istniejącego na świecie. Wielu ludzi naszego wieku uważa, że zło to wyłącznie sprawa filozofii, że to pewne teoretyczne założenie potrzebne do tłumaczenia otaczającej nas rzeczywistości. Tymczasem zło jest konkretne i bardzo mocne. Każdy, kto zlekceważy zło istniejące w świecie, wcześniej czy później popełni błąd, za który zapłaci wysoką cenę.

Druga przeszkoda, uniemożliwiająca Bogu przekonanie człowieka o szczęściu ukrytym w wierze, to brak wytrwałości z naszej strony. Przekonanie obejmuje długi proces, to stopniowe dorastanie do wielkich wartości. Jeśli komuś zabraknie wytrwałości w zapuszczaniu korzeni w twardą rzeczywistość ewangelicznej gleby, ten nigdy nawet przez Boga nie zostanie przekonany. Oto obraz ziarna, które z braku korzeni zostało zniszczone przez słońce.

Trzecia przeszkoda, utrudniająca Bogu przekonanie człowieka o wartościach ewangelicznego życia, to brak krytycyzmu i dystansu wobec słowa płynącego ze świata. Doczesność przy pomocy wszys­tkich dostępnych środków propagandy ustawicznie usiłuje nas prze­konać, że w niej znajdziemy prawdziwe szczęście. Kogo nie stać na zachowanie dystansu wobec tej argumentacji, nie potrafi dostrzec siły argumentów, jakie podaje Bóg. Oto obraz ziarna zagłuszonego przez ciernie. Jedynie człowiek czujny wobec zła, wytrwały w rozwoju swej osobowości i krytyczny wobec argumentów, jakie podaje świat, jest w stanie podjąć słowo Boże i odkryć jego wartość.

W przypowieści o siewcy warto dostrzec jeszcze jedną prawdę. Ptaki zniszczyły jedno ziarno, słońce z powodu braku korzeni spaliło drugie, ciernie zagłuszyły trzecie, natomiast czwarte wydało owoc stokrotny. Poznajemy tu coś z tajemnicy strategii Boga. Stwórca godzi się na to, by wiele ziaren zostało zniszczonych, ponieważ z jednego, wypielęgnowanego aż do żniwa, wysypie się sto innych ziaren. Zło musi rozpoczynać niszczenie od nowa, mając przed sobą jeszcze trudniejsze zadanie. Dotykamy sekretu chrześcijańskiego optymizmu. Jeżeli ktoś z nas otworzy się na Boga i zechce, by Bóg go przekonał, wyda w swym życiu owoc obfity. Jeśli nawet zło go dosięgnie, gdy kłos jego serca będzie już pełen, wysypie się z niego nowe cenne ziarno, które w następnym pokoleniu będzie owocowało na ziemi.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło






środa, 17 września 2014

SKANDAL MIŁOSIERDZIA

Tytuł książki ks. bpa Grzegorza Rysia „Skandal Miłosierdzia” (a są to zebrane kazania, wygłaszane podczas peregrynacji obrazu „Jezu ufam Tobie”, w różnych parafiach diecezji krakowskiej) zaskakuje już samym zestawieniem słów. Skandal to przecież coś, co się nam w głowie nie mieści, coś, co nami wstrząsa i nas prowokuje, a miłosierdzie – słowo, które w pełni przynależne jest samemu Bogu, jako Jego największy przymiot.

Trudno jest streścić całe przesłanie książki. Niech więc tych kilka myśli będzie zachętą do jej przeczytania i przemedytowania. Kluczem wyboru niektórych zagadnień stała się tu nazwa Wspólnota Chrystusa Odkupiciela Człowieka. W ten sposób powstały trzy człony zagadnienia: człowiek – czyli ten, który potrzebuje miłosierdzia, Jezus Chrystus Odkupiciel – Ten, który okazuje miłosierdzie i jest Miłosierdziem i wspólnota – ta przestrzeń, gdzie dokonuje się miłosierdzie, jest okazywane i przyjmowane.

Warto zwrócić uwagę, jak ksiądz biskup Ryś ujmuje zagadnienie miłosierdzia w kontekście sprawiedliwości. Sygnalizuje on, iż sprawiedliwość jakby wyrównuje rachunki, a dopiero miłosierdzie, gdy dotyka człowieka, prowadzi do zmiany, do nawrócenia, w rezultacie do zbawienia. Właśnie tak działa w nas Bóg i Jego Miłosierdzie, o tym jest w tej książce, o tym, jak pisze autor, warto a nawet trzeba mówić, krzyczeć, podawać jako największą i najważniejszą wiadomość do przekazania innym – zwłaszcza wtedy, gdyby zostało nam ostatnich pięć minut życia.

Najpierw zobaczmy kondycję człowieka, a więc przede wszystkim naszą. Ks. bp przywołuje szereg postaci biblijnych, zarówno ze Starego, jak i z Nowego Testamentu. Zatrzymajmy się na paru z nich - z Ewangelii.

1. Człowiek napadnięty przez zbójców z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10, 30-37).

Autor przestrzega, abyśmy analizując tę przypowieść, nie próbowali siebie utożsamiać z miłosiernym Samarytaninem. Każdy z nas jest tym człowiekiem pobitym przez zbójców, obdartym z szat, porzuconym. Według tradycji Kościoła nieprzyjaciółmi człowieka, a więc zbójcami, są świat, szatan i ciało. A wśród tych trzech najbardziej zagraża nam ciało, czyli to, co wewnątrz nas („Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” Mk 7, 21-22). To nas najbardziej rani, degraduje, pozbawia relacji z Bogiem, z ludźmi, z samym sobą.

2. Synowie z przypowieści o marnotrawnym synu (Łk 15, 11-32).

– Młodszy syn, ten który wziął swą część majątku, odszedł, roztrwonił majątek, a potem musiał nająć się do wypasu świń. W tradycji judaistycznej wypas świń postrzegany był jako odejście od Boga i służenie obcym bożkom (bałwochwalstwo). Tu pojawia się pytanie o nasze odejścia, o nasze różne bożki, którym służymy, o niewole, w które popadamy.

- Starszy syn, ten który pozostał przy ojcu. Jest on przez autora nazwany zawistnikiem. Kwestionuje on wartość domu, rodziny, wolę i miłość ojca wobec młodszego syna, a więc własnego brata. Jest pełen goryczy, zawiści, czuje się pokrzywdzony. Najgorsze w jego postawie jest to, że ma świetne samopoczucie i wysokie mniemanie o sobie. Nasuwa się pytanie, którym z dwóch synów jestem ja? Autor pyta dalej -”Czy nie zagubiłem się i nie wkroczyłem na drogę śmierci jak syn marnotrawny? Czy nie staję w poprzek Bożego miłosierdzia wobec ludzi jak syn pierworodny?” /str. 62 /I ostrzega:”Żeby odejść od Boga, wcale nie trzeba opuszczać Kościoła. Można tkwić w samym jego sercu, ale nie znać Chrystusa. Można zgubić się we własnym domu. Czasem łatwiej zrozumieć swoją grzeszność, będąc jak marnotrawny syn, w oddaleniu.”/tamże/

W podobny sposób, korzystając z przemyśleń autora, można zrobić sobie rachunek sumienia, analizując postawy postaci biblijnych jak: Abraham, Izaak, Jonasz, św. Piotr, paralityk i inni.
Odkryjemy w każdej z tych postaci siebie, swoje pęknięcia, rany, odejścia, swoje grzechy.

A co na to Bóg? On nie ma żadnych złudzeń co do naszej kondycji:”Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8). Przychodzi do nas, by leczyć nasze rany, by nas przygarnąć, by nas zbawić. To On, jak ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym, każdego z nas oczekuje, wypatruje, wychodzi naprzeciw, głęboko się wzrusza, przyjmuje,obdarza pocałunkiem, ogarnia miłością.

To On, jak miłosierny Samarytanin, przychodzi do nas „na wpół martwych, do bólu samotnych” / str. 25 /, gdy inni przeszli, poszli, On się pochyla, opatruje rany, zapewnia opiekę, podnosi. Wiemy, że w tamtych czasach Żydzi i Samarytanie byli wobec siebie wrogo nastawieni. Czyn Samarytanina wobec Żyda jest czynem wobec nieprzyjaciela, wroga. Interpretując przypowieść w ten sposób, że w Samarytaninie widzimy Boga, trzeba nam się zgodzić, że człowiekiem pobitym jestem ja, jako Jego nieprzyjaciel. A On się zatrzymuje, pochyla, ratuje od śmierci, wyzwala, budzi do życia. Zupełnie bezwarunkowo kocha nas jako swoich wrogów. Dzieje się to bez żadnej naszej zasługi.

Ks. bp Ryś powołując się na encyklikę Jana Pawła II Dives in misericordia, przywołuje dwa hebrajskie słowa używane do opisu miłosierdzia: hesed i rahamim.

Hesed oznacza reakcję osób, które są sobie wierne na zasadach wewnętrznego zobowiązania, a więc także każda z nich na zasadzie wierności sobie samej. Bóg jest wierny samemu sobie, swojemu słowu, jest dla nas zawsze dobry, bo nie może zaprzeć się samego siebie. O takiej postawie mówi przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.

Słowo rahamim pochodzi od słowa łono matczyne i wskazuje na miłosierdzie jako wierną miłość matki wobec dziecka. Jest to miłość całkowicie darmo dana, niezasłużona, jest jakby wewnętrzną koniecznością, jest przymusem serca. Taką miłością kocha ojciec swych dwóch synów z przypowieści.

Zdanie ks. bpa, które odniosłam do słowa wspólnota, to:”Kościół jest dla grzeszników.”/ str. 137/ Chrystus nauczał, wyzwalał od grzechów, przywracał wzrok, uzdrawiał, będąc wśród ludzi. Miłosierdzie Boże, którym objęty jest człowiek, dokonuje się we wspólnocie Kościoła. Ks. bp Ryś przypomina, że w starożytnym Kościele nie było spowiedzi w cztery oczy, lecz spowiedź publiczna, a im winy były cięższe, tym głośniejsze było ich wyznanie. Jedni widzieli niedomagania innych, nikt nie był w tym anonimowy. Do wnętrza kościoła wchodzili tylko ci, którzy byli w stanie łaski uświęcającej, reszta stała w przedsionku. Ci pierwsi przechodząc zabierali niejako tych drugich, ich sprawy, ich bolączki, ci drudzy mieli nadzieję, że i oni kiedyś pojednają się z Bogiem. Jeden Kościół. Kościół jest dla grzeszników, gdzie żaden człowiek nie jest sam, gdzie jest z braćmi, z równymi – w swojej kondycji i w swej potrzebie miłosierdzia.

„To jest powołanie Kościoła, by przyprowadzić do Jezusa grzeszników, którzy będąc na wpół martwi, nie mają sił, by sami stanąć przed Bogiem”/ str. 136/. I tu jest powołanie Kościoła, by mając świadomość dłużników, którzy ciągle dostępują miłosierdzia, iść i realizować wskazanie Chrystusa z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie:”Idź i ty czyń podobnie” (Łk 10, 37b).

B. H.

bp Grzegorz Ryś

Skandal Miłosierdzia
Rozważania dla każdego
Wydawnictwo WAM,
Kraków 2012
ss. 156


piątek, 21 marca 2014

Historia kształtowania się modlitwy różańcowej – krótki zarys


Historia różańca sięga, podobnie jak historia Liturgii Godzin, do wezwania do nieustannej modlitwy, do której zachęcał sam Jezus Chrystus, a potem przypomniał np. św. Paweł: „...nieustannie się módlcie!” /1 Tes 5,17/.

Od początku chrześcijaństwa wielu wiernych bardzo poważnie traktowało to wezwanie, a w środowiskach pustelniczych i zakonnych stosowano modlitwy powtarzane. Znane jest świadectwo pustelnika Pawła z Teb /III w./, który starał się każdego dnia odmówić 300 razy Ojcze nasz /w tym celu gromadził 300 kamyków, które stopniowo zrzucał z kolan/. W VI w. do odliczania modlitw stosowano sznury z paciorkami. Z XI w. pochodzi świadectwo powtarzania słów Pozdrowienia Anielskiego, a w XII w. zaczęto Pozdrowienie Anielskie przeplatać tekstem Ojcze nasz /później dodano Święta Mario/.

W czasie, kiedy zobowiązano kapłanów do odmawiania brewiarza /XII w./, braci zakonnych zobowiązano do odmawiania 150 modlitw /Psałterz braci/. Różaniec – w formie wielokrotnego powtarzania Pozdrowienia Anielskiego - upowszechnił założyciel dominikanów – Św. Dominik Guzman /1170-1221/- nazywa się go ojcem różańca świętego. W formie zbliżonej do obecnej różaniec ustalił dominikanin bł. Alan de la Roche w XV w.,a dwaj kartuzi – Adolf z Essen i Dominik z Prus wprowadzili tajemnice różańca.

Oficjalnie różaniec jako formę modlitwy zatwierdził papież Pius V w XV wieku. Wielką wagę tej modlitwy podkreślali papieże: Leon XIII, Jan XXIII , Paweł VI /Adhortacja Marialis cultus/ oraz bł. Jan Paweł II / List Apostolski Rosarium Virginis Mariae/, który w tymże Liście tak zwrócił się do osób konsekrowanych:

„Liczę na Was, osoby konsekrowane, powołane ze szczególnego tytułu do kontemplowania oblicza Chrystusa w szkole Maryi”/Rosarium Virginis Mariae 43/

Warto także przypomnieć obietnice różańcowe przekazane przez Matkę Bożą bł. Alanowi de la Roche /XV w./

1.Tym, którzy będą pobożnie odmawiali różaniec, obiecuję szczególna opiekę.
2. Dla tych, którzy wytrwale odmawiali różaniec, zachowam pewne zupełnie szczególne łaski.
3. Różaniec będzie potężną bronią przeciwko piekłu; zniszczy występek i rozgromi herezje.
4. Różaniec doprowadzi do zwycięstwa cnoty i dobra; w miejsce miłości do świata wprowadzi miłość do Boga i obudzi w sercach ludzi pragnienie szukania nieba.
5. Ci, którzy zawierzą mi przez różaniec, nie zginą.
6. Ci, którzy będą z pobożnością odmawiali mój różaniec, rozważając jego tajemnice, nie zostaną zdruzgotani nieszczęściem ani nie umrą nieprzygotowani.
7. Ci, którzy prawdziwie oddadzą się memu różańcowi, nie umrą bez pocieszenia Kościoła.
8. Ci, którzy będą odmawiali różaniec, znajdą podczas swego życia i w chwili śmierci światło Boże oraz pełnię Bożej łaski oraz będą mieli udział w zasługach błogosławionych.
9.Szybko wyprowadzę z czyśćca te dusze, które z pobożnością odmawiały różaniec.
10. Prawdziwe dzieci mojego różańca będą się radować wielką chwałą w niebie.
11. To, o co prosić będziecie przez mój różaniec, otrzymacie.
12. Ci, którzy będą rozpowszechniać mój różaniec, otrzymają ode mnie pomoc w swych potrzebach.
13. Otrzymałam od mego Syna zapewnienie, że czciciele mego różańca będą mieli w świętych niebieskich przyjaciół w życiu i w godzinie śmierci.
14. Ci, którzy wiernie odmawiają mój różaniec, są moimi dziećmi – prawdziwie są oni braćmi i siostrami mego Syna, Jezusa Chrystusa.
15. Nabożeństwo mojego różańca jest szczególnym znakiem Bożego upodobania

B. H.


HOMILIA O RADOŚCI

W liturgii spotykamy się dziś z Apostołem Piotrem, przypominamy sobie tą znamienna Ewangelię i słowa, w których Pan Jezus ustanawia, powierza władzę Piotrowi, mówiąc o jego wierze, która ma się stać fundamentem jedności całego Kościoła. My natomiast wracamy do tekstu adhortacji papieża Franciszka, mówiącego o radości Ewangelii ("Evangelii gaudium"). Jak już wspomnieliśmy, to niejako programowa adhortacja. Zresztą sam Ojciec Święty mówi na wstępie tego tekstu – Pragnę zwrócić się do wiernych chrześcijan, aby zaprosić ich do nowego etapu ewangelizacji, naznaczonego ową radością i aby ukazać drogi Kościoła w najbliższych latach.

To wrócenie do Ewangelii jest zawsze potrzebne, w każdym czasie. Każda epoka, każde pokolenie na nowo potrzebuje jakby takiego ożywienia w tej atmosferze ewangelicznej. Dlaczego to jest potrzebne? Dlatego, że żyjemy w świecie, który niesie na sobie pewne piętno, konsekwencje tego, co się wydarzyło w raju, mianowicie grzechu pierworodnego, czyli szukanie szczęścia poza Panem Bogiem. Papież na początku bardzo mocno mówi o dwóch rzeczach – z jednej strony oczywiście radość Ewangelii, ale z drugiej strony to, co się pojawia we współczesnym świecie, a mianowicie smutek. I Papież na jedno i na drugie zwraca uwagę, podkreślając zwłaszcza źródło i radości ewangelicznej i smutku. Mówi – Z wielkim ryzykiem w dzisiejszym świecie, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji jest smutek, rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz izolującemu się sumieniu. Te powierzchowne przyjemności, czyli coś, co tylko na chwilę ucieszy, a potem pogrąża w coraz większym jeszcze smutku. To jest powiązane z tym izolującym się sumieniem. Sumienie, które już nie pracuje tak, jak powinno, nie jest wyczulone na dobro i zło. Wygoda i powierzchowne przyjemności jak gdyby powoli zagłuszają w sumieniu to takie bardzo ważne rozróżnienie. Papież mówi – Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości. Zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra. Papież podkreśla mocno, że również wierzący są wystawieni na to ryzyko, nieuchronne i stałe. Odpowiadając słowami Ewangelii można by powiedzieć to, co powiedział Pan Jezus – Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Powrót do nauki Ewangelii ciągle jest potrzebny po to, aby nie stracić czujności, żeby się nie zagubić. Żeby takie tylko powierzchowne podejście do życia nie było powodem smutku, na który zwraca Ojciec św. uwagę. I mówi – Zachęcam wszystkich chrześcijan, niezależnie od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajdują, by odnowili już dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Chrystusem albo chociaż podjęli decyzję, by być gotowymi na spotkanie z Nim, na szukanie Go nieustannie każdego dnia. I tutaj papież przypomina również słowa swojego poprzednika, Pawła VI, który również w adhortacji apostolskiej kiedyś się wyraził tak, że nikt nie jest wyłączony z radości, jaką nam przynosi Pan.

Papież zachęca przede wszystkim do takiego otwarcia się na działanie Boże, podkreślając, że Pan nie zawiedzie tego, kto zaryzykuje, by uczynić mały krok w kierunku Jezusa. Jest ważne, żeby w życiu codziennym zawsze mieć tę odwagę, żeby ten krok uczynić. Tu nie chodzi o wielkie działania, o jakieś niezwykłe akty, ale o prostą rzecz. Prosta, codzienna, zwłaszcza poranna modlitwa jest doskonałą okazją, aby otworzyć swoje serce dla Pana Boga, żeby ten krok w kierunku Jezusa uczynić. I wtedy jest to znak również dla Pana Boga, że chcemy, aby On z nami szedł, żeby On z nami był. W modlitwie jest możliwość powiedzenia tego. Można przed Panem Bogiem stanąć w całej prostocie swego serca, patrząc na swoje życie, choćby w modlitwie, którą tutaj przytacza papież – Panie, pozwoliłem się oszukać, znalazłem tysiące sposobów, by uciec przed Twoją Miłością, ale jestem tu znowu, by odnowić moje przymierze z Tobą. Potrzebuję Cię. Wybaw mnie ponownie, Panie, weź mnie w swoje opiekuńcze ramiona. I papież przypomina, że Ten, który zachęca nas, byśmy przebaczali siedemdziesiąt siedem razy, przede wszystkim nam daje przykład, przebaczając nam siedemdziesiąt siedem razy. Za każdym razem bierze nas na nowo w swoje ramiona i nikt nie może nas pozbawić tej godności, jaką nas obdarza nieskończona miłość Boża.

Przede wszystkim uciekamy – jak papież podkreśla – przed zmartwychwstaniem Jezusa. I apeluje, żeby tego nigdy nie czynić. Nie uważajmy się za zwyciężonych, niezależnie od tego, co się dzieje. Dzisiaj jest coraz więcej przygnębienia w świecie, to co obserwujemy z punktu widzenia medycznego – coraz więcej nerwic, depresji, załamań. Oczywiście, ktoś powie, warunki życia itd., cała ta sytuacja, w której żyjemy, ale można by powiedzieć, że to jest brak Boga w życiu człowieka. To jest to poczucie samotności, takie nieprzezwyciężalne. Człowiek już nie widzi innej możliwości, jak często również w desperacji targnięcie się na swoje życie. Papież wskazuje tutaj teksty z Starego i Nowego Testamentu, mówiące właśnie o radości. Ewangelia, jak pisze papież, w której jaśnieje chwalebny krzyż Chrystusa, usilnie zachęca do radości. - Raduj się – brzmi pozdrowienie anioła skierowane do Maryi. Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję sprawia, że Jan poruszył się z radością w łonie swej matki. W swym hymnie Maryja mówi – Raduje się duch mój w Bogu, moim zbawcy.

Nasza chrześcijańska radość, jak papież podkreśla, wypływa z obfitego źródła Serca Bożego. Pan Jezus powiedział tak do swoich uczniów – Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni sie w radość. Papież odwołuje się również do Dziejów Apostolskich, do życia pierwotnej wspólnoty, mianowicie że spożywali posiłek w radości, Ta wielka radość panowała wśród uczniów, mimo tego że był to czas prześladowań. Z atmosfery radości wynikały dalsze skutki – ludzie widząc autentyczną radość uczniów, pytali dlaczego tak się dzieje? Interesowali się tą drogą i często wielu ludzi podejmowało trud nawrócenia i w ten sposób poszerzało się grono wierzących. Papież pyta na koniec – Dlaczego i my nie mielibyśmy się zanurzyć w tym strumieniu radości?

Co jest przyczyną, że nie zawsze jest tak, że ten strumień radości jakoś nas omija, że do niego nie wchodzimy? I tu papież zwraca uwagę na ciekawą rzecz, mianowicie mówi tak – Istnieją chrześcijanie, którzy zdają się żyć wielkim postem bez wielkanocy. To niestety jest taka przeciwwaga dla tego, co ktoś powiedział, że są też tacy, którzy biorą ewangelię Pana Jezusa, ale bez Jego krzyża. Jedno i drugie jest okaleczone. Trzeba naukę Bożą przyjmować całą. Wielki post jest etapem, a nie celem. Chrystus prowadzi nas przez te trudne dni, które się zaczęły, czas Wielkiego Postu, ale nie po to, żeby nas jakoś upokorzyć, żeby nas zasmucić, ale żeby nas oczyścić i zaprowadzić do pełnej radości, ku temu blaskowi Wielkanocy. Papież jednak przyznaje, że radości nie przeżywa się w ten sam sposób i na wszystkich etapach i w każdych okolicznościach życia, nieraz bardzo trudnych. Dostosowuje się ona i zmienia, a zawsze pozostaje przynajmniej jako promyk światła rodzący się z osobistej pewności, że jest się nieskończenie kochanym ponad wszystko.

Pokusa takiego podejścia, że tylko wielki post, pojawia się w formie wszelkiego rodzaju usprawiedliwień i skarg, tak jakby musiało się spełnić wiele warunków, żeby mogła zaistnieć radość. Dzieje się tak, mówi papież, ponieważ społeczeństwo technologiczne zdołało pomnożyć okazje do przyjemności, lecz nie przychodzi mu łatwo doprowadzić do radości – to są słowa papieża Pawła VI. Przyjemność i radość nie zawsze idą w parze. Papież mówi, mogę powiedzieć, że w swoim życiu najpiękniejszą i spontaniczną radość widziałem u osób bardzo ubogich, które na niewiele mogą liczyć. Wspominam również autentyczną radość tych, którzy pośród wielu obowiązków zawodowych potrafili zachować serce wierzące, hojne i proste. Te radości w przeróżnej formie czerpią ze źródła zawsze większej miłości Bożej, objawionej w Jezusie Chrystusie. Tutaj papież cytuje swojego poprzednika i mówi tak – Niezmordowanie będę powtarzał słowa Benedykta XVI, wprowadzające nas w serce Ewangelii: U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę a tym samym decydujące ukierunkowanie. Moglibyśmy powiedzieć, ten urok Pana Jezusa jest ważny. I papież kończy tę część adhortacji słowami – Jedynie dzięki temu spotkaniu, lub ponownemu spotkaniu z miłością Bożą, które przemienia się w pełnię szczęścia, przyjaźń, jesteśmy oswobodzeni z wyobcowanego sumienia i skoncentrowania się na sobie. Stajemy się w pełni ludzcy, gdy przekraczamy nasze ludzkie ograniczenia, gdy pozwalamy się Bogu prowadzić poza nas samych.

Trzeba więc, byśmy z tych uwrażliwiających nas na idee ewangeliczne słów papieża starali się korzystać, by traktować je jako wskazówkę, zachętę, że rzeczywiście radość Ewangelii jest dostępna dla każdego. Żeby się nie dać zdominować poprzez smutek, który jest oczywiście domeną tego świata. Natomiast radość płynie z pełnego spotkania w duchu Ewangelii ze Zbawicielem, Którego urok osobisty trzeba odkrywać ciągle na nowo każdego dnia.

Homilię wygłosił ks. Adam na lutowym dniu skupienia