środa, 3 maja 2017

Zabić ducha (życie moralne i religijne)

Ostatnio mówiłem o zagrożeniach dla życia psychicznego, komentując słowa Jezusa: „bójcie się tego, który ciało i duszę może zatracić w piekle". Dziś chwila refleksji nad zagrożeniem życia moralnego i religijnego.

Niszczenie życia duchowego dokonuje się przez wyprowadzenie człowieka ze świata dobra i wprowadzenie go w świat zła; czynienie z człowieka sługi zła. Dobro jest zawsze twórcze, zło zaś - siłą niszczenia. Człowiek moralnie zdrowy wybiera dobro, wie bowiem, że tworząc dobro, ubogaca samego siebie. Człowiek moralnie chory wybiera zło, a popełniając zło, niszczy siebie.



Jakie są formy niszczenia życia moralnego? Pierwsza z nich polega na niszczeniu sumienia. Dokonuje się to przez zacieranie granicy między dobrem a złem. Człowiek o zniszczonym sumieniu, w imię pozorów dobra czyni zło. Droga do tego wiedzie przez wciąganie w kłamstwo, w kradzież, zmuszanie do krzywoprzysięstwa, zdrady, donosicielstwa, namawianie do morderstwa nie narodzonego dziecka, do pracy w niedzielę itp.

Atak jest wymierzony w przykazania. Mordercy ducha dowodzą, że przykazania są tak trudne, iż nie da się według nich żyć. Aby zatem żyć, trzeba je łamać. Innymi słowy, aby ocalić życie biologiczne, należy zabić ducha. Trzeba to dostrzec, bo często jest to działanie programowe. Po zniszczeniu sumienia umiera człowiek, a zostaje inteligentne, drapieżne zwierzę, budzące strach i mogące służyć jako narzędzie niszczenia innych.

Drugą formą zabijania ducha na płaszczyźnie życia moralnego jest zgorszenie. Jest to czyn lub postawa, które czynią drugiego człowieka gorszym, ucząc go popełniania zła. Słowa Chrystusa pod adresem gorszycieli są straszne. „Kto by stał się powodem grzechu jednego z tych małych (...), temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić na szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie" (Mt 18, 6-7). „Lepiej by" uśmiercić danego człowieka, tzn. mniejsze zło jest w śmierci fizycznej gorszyciela, niż w śmierci duchowej tych, których gorszy.

Gorszyciel jest współodpowiedzialny za złe czyny człowieka zgorszonego, przez całe jego życie. Wprowadza on człowieka na drogę zła, jest przewodnikiem na tej drodze i dlatego odpowiedzialność za czyny zgorszonego w wielkiej mierze spoczywa na nim. Najcięższą odpowiedzialność za zgorszenie ponoszą rodzice wobec dzieci i kapłan. Wielkość bowiem zgorszenia zależy w dużej mierze od stopnia zaufania, jakim ktoś darzy danego człowieka. Nadużycie zaufania celem wprowadzenia na złą drogę rani serce, które zaufało, pozostawiając ranę nie do uleczenia.

Trzecią formą mordowania życia moralnego jest odebranie człowiekowi nadziei. Człowiek żyje dążąc ku czemuś, lub żyjąc dla kogoś. Potrafi przetrwać najtrudniejsze okresy w życiu, jeśli przyświeca mu nadzieja. Wspomnienia obozowe dotykają jako bardzo bolesnego problemu ludzi, którzy ginęli nie z powodu ciężkiej pracy, razów czy głodu, ale z powodu braku nadziei. Schnęli w oczach, umierali duchowo i nie było lekarstwa na tę ich chorobę.

Można odebrać nadzieję jednostce, wspólnocie, narodowi. Jest to forma zabijania ducha, a uleczenie go jest sprawą bardzo trudną. Łączy się z tym ściśle to, co św. Paweł nazywa „gaszeniem ducha". Ciągłe podcinanie skrzydeł wolności i twórczej pracy. Na co dzień zamyka się to w takich powiedzeniach, jak: „nie warto" pracować, bronić sprawiedliwości, prawdy, dochodzić swego, albo: „nic się nie da zrobić", zwalając wszystko na trudną sytuację, w jakiej się znajduje człowiek, czy naród. Takie podejście niszczy odwagę, wypełnia serce małodusznością. Jest to poważna choroba naszego społeczeństwa. Odpowiedź zdrowego ducha jest prosta: warto być dobrym, warto pracować, warto upomnieć się o prawdę. Da się zrobić wiele, bardzo wiele, tylko trzeba chcieć. Nie sytuacja decyduje o tym, co się da zrobić, ale potęga naszego ducha.

Kończąc refleksję nad tym, co zabija ducha, pragnę jeszcze zwrócić uwagę na morderstwo życia religijnego. Chodzi tu przede wszystkim o odbieranie ludziom wiary. Dokonuje się to albo przez odebranie człowiekowi nadziei religijnej – a więc tej, która zawarta jest w Bożej obietnicy – albo przez zniszczenie zawierzenia Bogu. Nadzieja jest ustawiona ku przyszłości, zawierzenie jest zawsze związane z chwilą obecną, to jest nić łącząca człowieka z Bogiem w dniu dzisiejszym. Przecięcie tej nici strąca człowieka w zwątpienie i pogrąża w rozpaczy. Jest to największa krzywda wyrządzona człowiekowi. „Bójcie się tego, kto ciało i duszę może wtrącić do piekła". Bójcie się tego, kto przecina nić zawierzenia Bogu. Ta śmierć ducha może przyjść nagle, przez uderzenie zła i pokusę zwątpienia, a może się dokonywać stopniowo, przez rozwój choroby zniechęcenia, która prowadzi nad przepaść duchowego samobójstwa. Zwątpienie często rzuca człowieka na dno rozpaczy.

Nie mówię już o narzędziach mordowania ducha. Sądzę, że każdy z Was może je stosunkowo łatwo rozpoznać. Jest to o tyle ważne, że łączy się z rozpoznawaniem metody zabijania ducha. Już i tak długo, w stosunku do innych, zatrzymujemy się przy przykazaniu piątym.



Chcę jedynie odpowiedzieć na pytanie: czy można wskrzesić ducha? Można, póki ciało żyje i człowiek jest świadomy swych decyzji. Proces to jednak bardzo trudny. Z reguły jest potrzebna pomoc człowieka o zdrowym i silnym duchu, nierzadko nawet kilku ludzi, całej wspólnoty oraz szczególnego wsparcia łaski Bożej. Wzywam jednak do wielkiej ostrożności. Nie wolno podać takiemu człowiekowi ręki samemu, bo choroby ducha są bardzo zaraźliwe, a ratowanie duchowego topielca może się skończyć tragicznie. Potrzebne jest zawsze ubezpieczenie w rękach drugiego, mądrego człowieka, który widząc, że nie można uratować tonącego, nie pozwoli utonąć ratownikowi.

Kazanie wygłoszone przez ks. Adama Ogiegło 22.04.2017 na Dniu skupienia