środa, 18 grudnia 2019

Powołał Andrzeja Apostoła

Ostatnie dni roku liturgicznego obfitowały we fragmenty opisujące zburzenie Jerozolimy bądź też znaki i wydarzenia poprzedzające koniec świata. Dziś, w ostatni dzień roku liturgicznego liturgia stawia nam przed oczy Apostoła Andrzeja, brata znanego nam dobrze Piotra Apostoła.

Jezus powołuje swoich uczniów, jednego po dru­gim, tam, gdzie żyją. To On przychodzi do Andrzeja, Piotra, Jakuba, kiedy łowią ryby. Powołuje ich, a oni zostawiają swój zawód, swoich bliskich, swoją przeszłość i natychmiast idą z Jezusem. Towarzyszą Mu na modlitwie, przy posiłkach, kiedy naucza i kiedy czyni cuda. Jednak po trzech latach formacji i ciągłej bliskości z Chrystusem porzucają Go - wciąż nie są gotowi na mękę. A Jezus po zmartwychwstaniu znowu do nich przychodzi, aby ich przekonać, że żyje. To jakby drugie powołanie. Dopiero napełnieni Duchem Świętym, staną się gotowi na wszystko, ze względu na Jezusa.

Jeśli dane nam było kiedykolwiek lub też będzie nam dane znaleźć się w bazylice św. Piotra w Watykanie, znajdziemy postać św. Andrzeja jako jedną z czterech postaci znajdujących się w pobliżu ołtarza papieskiego. Ze świętym Andrzejem jednak spotykamy się częściej, niż nam się wydaje. Wszak przed przejazdami kolejowymi ci, którzy są kierowcami, bez trudu wskażą krzyż św. Andrzeja. Inny, niż krzyż na którym umierał Zbawiciel, inny od tego, na jakim skonał brat apostoła – św. Piotr.

Św. Andrzej pierwszy poszedł za Jezusem. To on przyprowadził do Niego Piotra. Choć nie jest wymieniony imiennie jak Piotr, pośród tych, którzy zapewniali, że za Mistrza gotowi są oddać życie, to w chwili próby, podobnie jak pozostałych apostołów zabrakło go na Golgocie.

Do każdego z nas Jezus przychodzi osobiście. Tam, gdzie to­czy się moje życie. Każdego wzywa po imieniu i powtarza swoje „Nie bójcie się" i „Pójdź za Mną". On chce mi objawiać Ojca, chce mnie uzdrawiać, ożywiać, nauczać, posyłać. Niezależnie od tego, jak długo już mnie formuje, ciągle na nowo przekonu­je o zmartwychwstaniu i posyła swego Świętego Ducha, abym wreszcie uwierzył do końca i przestał uciekać spod krzyża. Po­wołuje mnie po raz drugi i trzeci, i setny, i kolejny. Nawet jeśli sam jestem już sobą rozczarowany, Bóg nigdy ze mnie nie re­zygnuje.

My też poszliśmy za Jezusem. Ofiarujemy Mu swój czas, modlitwę, zawierzamy życiowe decyzje i wybory. Jednak wiara w Mistrza z Nazaretu musi nas pobudzać do coraz większej ofiary z życia. Pójście za Panem nie jest bowiem przynależnością do stowarzyszenia czy partii politycznej. Jezus wybrał nas i powołał. Niekiedy dziwimy się a nawet buntujemy, że nasze życie wiary prowadzi nas po trudnej, kamienistej i ciernistej drodze. Jednak warto abyśmy pamiętali, że na końcu tej drogi czeka nas życie a nie śmierć, zbawienie obiecane tym, którzy wytrwają do końca.

W dzisiejszych czasach nieco zapomnieliśmy, że w życie chrześcijanina wpisana jest ofiara, a niekiedy nawet męczeństwo. Powołanie do pójścia za Panem, to tak jak w przypadku apostołów powołanie do zaparcia się siebie i odważnego wyznawania wiary. Pamiętając o tym pamiętajmy także, że do ostatecznej ofiary z życia apostołowie długo dorastali i dojrzewali.



Jutro wejdziemy w Adwent, w radosne oczekiwanie na przyj­ście Pana. To dobry czas, aby na nowo usłyszeć Jezusowe „Pójdź za Mną". Aby zobaczyć momenty, kiedy Bóg objawiał mi swoją miłość i swoją wolę. Aby natychmiast porzucić wszystko to, co mnie obciąża i blokuje na drodze wiary, i pójść za Nim.

„Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię.” Powołał mnie do wiary, do świętości, do miłości, do życia wiecznego. Powołał mnie do jedności z Nim we wspólnocie Kościoła. A to, do czego mnie powołał, sam chce we mnie urzeczywistnić. Przychodzi w tej Eucharystii, aby mnie przemieniać. Czy może uczynić mnie świętym? Skoro świętymi uczynił Andrzeja i innych, których wybrał...

Homilia wygłoszona przez ks. Adama Ogiegło na listopadowym dniu skupienia.

piątek, 13 grudnia 2019

Ten, Który Nadchodzi


Adwent to obcy wyraz. Znaczy "nadchodzący". Adwent łączy się z takim wyrażeniem, jak "przybywający wkrótce". Kiedy coś nadchodzi, kiedy spodziewamy się jakiegoś wydarzenia, adwentu, zazwyczaj jesteśmy czujni wewnętrznie. Nasłuchujemy. Moja rodzina przyjeżdża na Boże Narodzenie i ja jestem na wsi, i nasłuchuję odgłosu samochodu. To szczególny samochód i ja jestem nastawiona na szczególne nasłuchiwanie.

Adwent jest pięknym okresem. To czas odnowy; to zwłaszcza czas przebaczenia, ponieważ Bóg obdarzył nas swoim przeznaczeniem w postaci Syna. Rok kościelny rozpoczyna się w Adwencie. I za każdym razem, gdy nadchodzi, moje serce drży na nowo ...



Słowo adwent posiada dwa znaczenia. Oznacza nadejście nowego okresu liturgicznego, czas przygotowania do Bożego Narodzenia, do przybycia naszego Pana jako Dziecka na ziemię, do Jego wcielenia w czasie. Ale oznacza również inny adwent - paruzję, powtórne przyjście Chrystusa, w chwale, na końcu świata. Tego adwentu rosyjskie serca pragną i oczekują. Mają nadzieję, że to wydarzy się jeszcze w ciągu ich życia, a jeżeli nie, to cieszą się, że to wydarzy się w czyimś życiu.

Te dwa Adwenty łączą się wzajemnie w mojej duszy, umyśle i sercu. Przynoszą pragnienie i tęsknotę, są okresami oczekiwania. Oczekiwania na co? Na kogo? Dla mnie na Niesamowitą Miłość, na Pana, na Chrystusa.


Służebnica Boża Catherine de Hueck Doherty

Catherine de Hueck Doherty (+1985) urodziła się w Rosji i była założycielką Madonna House w Combermere w Kanadzie.

tłumaczenie własne

sobota, 23 listopada 2019

Modlitwa do Chrystusa Króla



Chryste, nasz Królu,
Zstąpiłeś z tronu Krzyża
Aby królować w wrażliwych sercach

Z tronu Krzyża
Wskazujesz ludzkości
drogę do krainy szczęścia.
Na tronie Krzyża
otwierasz nam
cudowne bogactwo
Twego Serca.

O Królu Dusz, dziękuję Ci,
że pozwalasz mi wzrastać
w cieniu krzyża.

Zbawicielu, pozwól mi,
moim bliskim i mojemu narodowi
odczuwać ciepło, miłość
i moc Twego Serca.
Amen

Modlitwa ta pochodzi z modlitewnika, spisanego odręcznie przez cztery litewskie dziewczęta, które zostały deportowane na Syberię w okresie II. wojny światowej. W 1953 roku modlitewnik znalazł się na Zachodzie, gdzie został przetłumaczony na osiem języków i doczekał się wielu wydań. Pierwsze angielskie wydanie ukazało się w USA w 1959 r., natomiast w Wielkiej Brytanii w 1964 r. Imiona czterech litewskich dziewcząt to: Lione, Vale, Levute i Adele.

tłumaczenie własne

niedziela, 6 października 2019

KALENDARIUM Październik

W tym miesiącu obchodzimy 41 rocznicę wyboru na papieża św. Jana Pawła II, która przypada 16 października 1978 roku, w dniu wspomnienia św. Jadwigi Śląskiej. Byłem wtedy licealistą, szkoła jak i całe życie społeczne było przesiąknięte ideologią socjalistyczną i tylko dom, w którym słuchałem Radia Wolna Europa, oraz kościół były wtedy oazą wolności. Wiele się zmieniło wraz z przybyciem papieża do Polski w czasie jego pierwszej pielgrzymki do ojczyzny w czerwcu 1979 roku. Podczas tej wizyty padły słynne później słowa: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”

Jako student słuchałem słów wypowiadanych przez papieża, czytałem jego dokumenty kościelne, stałem pod „oknem papieskim” przed kurią krakowską, obserwowałem jego wystąpienia w telewizji i starałem się zrozumieć jego przepojone głęboką mądrością nauczanie. Jan Paweł II stał się dla mnie kimś bliskim i nawet teraz, po tylu latach, które już minęły, myślę o sobie, że nadal należę do „pokolenia Jana Pawła II”. „Pokoleniem Jana Pawła II” 20 - 30 lat temu nazywano młodych ludzi, którzy wychowali się na nauczaniu papieskim. Jestem oldboyem.

Wspomnienie liturgiczne św. Jana Pawła II obchodzimy 22 października, kiedy to miała miejsce formalna inauguracja pontyfikatu w trakcie mszy św. na placu św. Piotra w 1978 roku.

Przez cały październik odmawiamy różaniec, z tym że w ostatnim tygodniu tego miesiąca zmawiamy różaniec w intencji dusz zmarłych, co jest niejako wstępem do następnego miesiąca listopada, kiedy Kościół modli się za zmarłych.

Ponadto cały październik jest miesiącem misyjnym, z Niedzielą Misyjną 20 października. Kościół z natury swej jest misyjny i każdy z nas jest jakoś odpowiedzialny za misje. Możemy się modlić za misje, o nawrócenie pogan (5 miliardów ludzi nie zna Chrystusa, tylko 1 miliard jest chrześcijanami), za misjonarzy i dzieła misyjne. Możemy wspierać misje materialnie, zależnie od naszych możliwości finansowych. Młodzi ludzie coraz częściej jako świeccy wolontariusze misyjni wyjeżdżają na jakiś czas wspomóc misje. W Polsce patronką misji jest bł. Maria Teresa Ledóchowska, założycielka Sióstr Klawerianek.

Wreszcie należy wspomnieć, iż 28 października obchodzimy wspomnienie św. Apostoła Judy Tadeusza, który był krewnym Pana Jezusa. Święty ten jest znany jako wstawiennik u Boga w sprawach trudnych i beznadziejnych. Często korzystałem z jego pomocy i zawsze doznawałem wsparcia w tych najtrudniejszych sytuacjach.

wtorek, 3 września 2019

Dlaczego powinienem wierzyć w Jezusa?

Jeżeli jest ważne mieć właściwy obraz Jezusa podczas jego działalności ziemskiej, to o wiele ważniejsze jest wiedzieć, kim Jezus jest obecnie. Nie jest zmarłym prorokiem, kaznodzieją lub guru. Jest żyjącym i zmartwychwstałym Synem Bożym, który przyszedł na świat, aby odkupić ludzkość z wszystkich grzechów. Jest w pełni Bogiem i człowiekiem, pośrednikiem między człowieczeństwem a boskością. I chce, byśmy osobiście Go poznali.

Jak ludzie mogą sprawić, żeby poznać Jezusa i odnaleźć w Nim zbawienie? Po pierwsze, muszą żałować za grzechy. W języku greckim istnieje wyraz metanoia, który oznacza: odmienić swój sposób myślenia. Ten, kto żałuje, zmienia kierunek życia i tak daje znać, że nie chce dłużej grzeszyć. Osoba, która się nawraca, musi wierzyć, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, który przyszedł odkupić nas od grzechów i dać nam łaskę, byśmy się stali dziećmi bożymi, które będą przebywać z Nim na wieki. Łaska Boża nie tylko ukrywa nasze grzechy czy czyni nas prawymi. Ona rzeczywiście przekształca nas i stajemy się święci, uczestnicząc w Boskiej naturze (1P 4,8).



Po drugie, osoba musi przyjąć łaskę Bożą do swojego życia. Według wskazań Jezusa odbywa się to poprzez przyjęcie chrztu, który obmywa nas z plam grzechu i umożliwia nam przyłączyć się do rodziny Bożej. Po przyjęciu chrztu chrześcijanin może uczestniczyć w kolejnych sakramentach Kościoła, które Jezus ustanowił, i starać się o wzrost łaski, która pozwala nam mieć życie Boże i czyni nas "nowym stworzeniem" w Chrystusie. I tak na przykład w Sakramencie Eucharystii katolicy mogą przyjmować ciało i krew Chrystusa pod postacią chleba i wina, tak więc mogą mieć najlepszy dar od Boga, zamieszkującego w nich w rzeczywisty sposób.

Jezus nie był jakimś ekscentrycznym, śmiertelnym rabinem, który żył i zmarł dwa tysiące lat temu. Jest raczej wcieloną Bożą miłością dla ludzkości i nadzieją na zbawienie, otwartą dla wszystkich ludzi wszystkich czasów i wszystkich miejsc.

Do tych wszystkich, którzy pragną poznać Boga, Jezus mówi: Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie» (Mt 11,28).

Trent Horn "20 Odpowiedzi, Rzeczywisty Jezus", seria: Catholic Truth Society

tłumaczenie własne

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Kościół żyje przy ołtarzu


Kościół to wieczernik, wieczernik wciąż otwarty. Poprzednio zwróciłem uwagę na to, że istnieją pewne konsekwencje wieczernika wciąż otwartego dla każdego pokolenia. Stosunek do Eucharystii, do Jezusa ukrytego pod postacią chleba, jest wykładnikiem chrześcijańskiej wiary. Stosunek do niedzieli, a zwłaszcza do udziału w Mszy świętej, jest również wykładnikiem chrześcijańskiej wiary. Wreszcie stosunek do świątyni, do wieczernika, którego Gospodarzem jest Chrystus, jest wykładnikiem naszej wiary.
Dziś pragnę skoncentrować uwagę na zgromadzonej przy ołtarzu naszej wspólnocie, która jest Kościołem. Jest to Kościół w skali mikroskopijnej. Podobnie jak fizycy czy chemicy w atomie umieją dostrzec model kosmosu, a równocześnie jego najmniejszą cząstkę, jak biolog próbuje w genach dostrzec zakodowane dzieje całego organizmu, tak w naszej wspólnocie przy ołtarzu, we wspólnocie eucharystycznej, jest obecny cały Kościół. Ta nasza wspólnota jest modelem całego Kościoła i jest miejscem spotkania i przeżywania tajemnicy Kościoła. Wszystkie elementy Kościoła, o których mówiłem na przestrzeni ostatnich miesięcy, są obecne w naszej wspólnocie.

Wspólnota eucharystyczna jest powszechna. Zwróćmy uwagę na to, że przy ołtarzu jest miejsce dla dziecka, nawet takiego, które niewiele rozumie z tego, co się tu dzieje, i dla człowieka, który liczy sto lat. Powszechność uwidacznia się w tym, że przy ołtarzu znika różnica między mężczyzną i kobietą, przed Bogiem jesteśmy równi. Tu jest miejsce dla człowieka zdrowego i chorego, jest miejsce dla olimpijczyków ze złotymi medalami i dla kalekiego człowieka. Tu jest miejsce dla laureata Nagrody Nobla i dla tego, kto nie umie pisać ani czytać. Siedzimy obok siebie i czujemy się braćmi. Tu jest miejsce dla największego grzesznika i dla największego świętego. To jest wspólnota otwarta dla każdego. Każda wspólnota eucharystyczna przekracza wszystkie bariery przynależności narodowej, rasowej, społecznej, wiekowej. To jest jedyna wspólnota na świecie, otwarta dla każdego. Jest tak powszechna. Do teatru nie pójdzie człowiek, który nie widzi; do filharmonii człowiek, który nie słyszy; ileż to sal może być dostępnych tylko i wyłącznie za bilety, biedny do nich nie wejdzie. Kościół jest otwarty dla każdego. Nie ma wspólnoty tak powszechnej, jak wspólnota eucharystyczna. Ten wymiar naszej wspólnoty trzeba dostrzec.



Kościół jest jeden, bo Eucharystia jest jedna. Jest jedna i ta sama wtedy, kiedy celebruje ją osobiście papież, i wtedy, kiedy sprawuje ją kapłan przy łożu chorego. Jest identyczna w Krako­wie, w Korei i na Alasce. Ta sama, jedna, zmienia się tylko oprawa zewnętrzna, szaty liturgiczne, śpiewy, melodie, ale sama istota Eucharystii jest ta sama. Ona też jest jednym z najpiękniejszych znaków jedności, którym posługuje się ludzkość. Jest jedna również w aspekcie dziejowym. Ta sama Eucharystia sprawowana przez św. Pawła, św. Augustyna, w tej samej Eucharystii uczestniczył św. Franciszek, ta sama Eucharystia podawana przez dwadzieścia wieków. Znak jedności i twórcza moc. Ona łączy małżonków w sakramentalnym związku, ona łączy rodziny, ona jest najskuteczniejszym spoiwem jednoczącym ludzi.

Przychodzimy na Mszę świętą, podchodzimy do ołtarza po to, aby zjednoczyć się z Bogiem, ale wcześniej próbujemy się pojednać z naszymi braćmi. W wielu chrześcijańskich rodzinach jest taki zwyczaj, że w niedzielę, już po ubraniu się, kiedy domownicy mają wyjść na Eucharystię, mąż przeprasza żonę, dzieci przepraszają rodziców. Eucharystia tworzy jedność. Nie zawsze ta jedność jest przeżywana wzajemnie, ale ten, kto przychodzi do kościoła, musi umieć przebaczyć i pojednać się ze swoimi bliźnimi, nawet jeśli oni na to pojednanie nie czekają. On musi być pojednany. Eucharystia jest znakiem jedności i mocą jednoczącą ludzi.

Nasza wspólnota jest apostolska. Ten pochodzący od Chrystusa łańcuch rąk, rąk spoczywających kolejno na głowach biskupów, sięga naszej wspólnoty. Na moją głowę biskup krakowski, kardynał Franciszek Macharski, złożył swoje ręce, przekazując mi kapłańską, apostolską władzę sprawo­wania Eucharystii. Jako kapłan, będący tu przy ołtarzu z wami, pomagam w odkryciu tajemnicy apostolskości Kościoła. Eucha­rystia zawsze rodzi się w kapłańskich rękach i kapłan przypomina apostolskie pochodzenie Kościoła.

Nasza wspólnota jest święta. Jest święta, bo zostaliśmy ochrzczeni: jest święta, bo w jakiejś mierze w sercu każdego z nas jest wiara. Jest święta, co przypomniałem na samym początku, kierując do was słowa: „Miłość Boga Ojca, łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi". Bóg w Trójcy Świętej jest z nami. Ta wspólnota jest święta, ponieważ za chwilę będziemy świadkami uświęcenia chleba i wina. Odkąd Chrystus będzie obecny wśród nas pod postaciami chleba i wina, znajdziemy się w zasięgu szczególnego oddziaływania Jego świętości.

Eucharystia jest jak pierwiastek promieniotwórczy emitują­cy Boską energię. Zostaniemy napromieniowani nią w takiej mierze, w jakiej potrafimy otworzyć swoje serce. Podejdziemy do Komunii, aby ten Boży pierwiastek włożyć w swoje serce, wyjść na ulicę, wrócić do domu i promieniować świętością samego Boga. Po to tu przyszliśmy, nic innego nie było celem wejścia do świątyni, tylko podejście do tego źródła potężnej Bożej energii, która promieniuje z Eucharystii i wypełnia nas swoją świętością.

Niewielu chrześcijan rozumie te Boskie wymiary wspólnoty zgromadzonej przy ołtarzu. Zależy to od głębi naszej wiary. Jeśli człowiek posiada słabą wiarę, dostrzega tylko ludzkie wymiary tego spotkania, a więc idę, bo muszę, jestem pod­porządkowany wymogom prawa. Jestem obecny, bo się boję grzechu. W takim podejściu dostrzegamy najczęściej słabości wspólnoty ołtarza. Dziecko przeszkadza, człowiek, który nie bardzo słyszy, zachowuje się tak, że będzie nam utrudniał modlitwę, kapłan nie dba o estetykę znaków itp. W takiej sytuacji człowiek zaczyna się denerwować, a nawet ma preten­sje, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Oto niebezpieczeństwo zatrzymania się na samym opakowaniu. Jeśli jednak zobaczymy oczami wiary naszą wspólnotę, którą zgromadził tu sam Bóg, wtedy odkryjemy wielkie bogactwo tajemnicy powszechności, jedności, apostolskości, a przede wszystkim świętości Kościoła. Wtedy człowiekowi już ludzkie wymiary wspólnoty nie prze­szkadzają. Jest nastawiony na Chrystusa, na to, aby zbliżyć się jak najbardziej do Niego i wyjść ubogaconym, mieć moc i siłę do twórczego przeżycia całego tygodnia.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło na lipcowym dniu skupienia.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Litania do Przemienienia Pańskiego





Kiedy kusi mnie, aby patrzeć tylko na swoje winy, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy niepokoją mnie widma wątpliwości i porażki, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy nie widzę niczego poza frustracją, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy horyzont wydaje się być odległy i ciemny, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy nie widzę sensu dążenia do tego, co dobre, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy narzekanie i cynizm ingerują w mój pokój, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy nie potrafię zmierzyć się z moimi problemami, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy świat wydaje się czarny, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy inni mierzą mnie i oceniają, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy cierpię na depresję, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy przyjaźń jest daleka ode mnie, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy przyćmił mnie smutek, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy źle wykorzystuję swoją wolność, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy mi trudno wybaczyć, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy rzeczy nie mają sensu, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy myślę, że nie potrafię się zmienić, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy mam do czynienia z cierpieniem, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy stres mnie przygnębia, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy trudno mi coś kontynuować, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy zaślepia mnie grzech, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy przytłaczają mnie trudy życia, daj mi widzieć tylko Jezusa,
Kiedy nadzieja zaczyna zanikać, daj mi widzieć tylko Jezusa.

Modlitwa na zakończenie

Kochający Ojcze, dziękuję Ci, że pozwoliłeś mi być świadkiem wizji Twojego Syna, który przemienił się na Górze Tabor. Spraw, proszę, aby moje życie promieniowało chwałą i łaską, które pozostają Twoimi bezcennymi darami dla mnie w Jezusie. Amen.

Ojciec Peter John Cameron, O.P.

tłumaczenie własne z języka angielskiego

sobota, 20 lipca 2019

Eucharystia sercem Kościoła

Kościół, obejmujący dziś setki milionów ludzi, to wspólnota, w której obecny jest Zmartwychwstały Chrystus. On posługuje się tą wspólnotą dla uświęcenia świata.

Wiara w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa stanowi fundament życia każdego chrześcijanina i całego Kościoła. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o wiarę w wydarzenie historyczne, które miało miejsce przed blisko dwoma tysiącami lat. Przez wiarę w Zmartwychwstałego Chrystusa rozumiemy uznanie możliwości nawiązania kontaktu z Nim tu i teraz, a więc aktualną możliwość spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem.

Jak długo Jezus przebywał na ziemi, tak długo był dostępny dla niewielkiej grupy ludzi w ściśle określonym miejscu, a więc jeśli przebywał w Nazarecie, nie można Go było spotkać w Kafarnaum; jeśli przebywał w Jerozolimie, nie można było z Nim rozmawiać w Betsaidzie. Po zmartwychwstaniu wszedł w świat wieczności, a ten świat przekracza bariery czasu i przestrzeni, co umożliwia Chrystusowi spotkanie z nami w każdym momencie i w każdym punkcie globu ziemskiego. Pan Jezus wyraźnie powiedział: Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Zmartwychwstały Chrystus jest z nami. Nie jest dostępny naszym doczesnym oczom, można Go jednak dojrzeć oczami wiary. Przyjął nowe formy swojej obecności w Kościele, jedną z najdoskonalszych form obecności jest Eucharystia. Mając na uwadze śmierć i swe zmartwychwstanie, Pan Jezus w Wielki Czwartek ustanowił pewien ryt świętej uczty, w której jest realnie obecny.

Kościół, o którym już mówimy od kilku miesięcy, to wciąż otwarty wieczernik. Chcąc stworzyć ten ponadczasowy wieczernik, Chrystus posługuje się wybranymi mężczyznami, których czyni kapłanami, i przez nich, z pokolenia na pokolenie, ustawicznie powtarza słowa: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje. W każdej Mszy świętej staje się obecny pod postacią chleba i wina. Ktokolwiek chce dziś odkryć tajemnicę Kościoła, musi wejść do wieczernika i tak długo w nim przebywać, dopóki nie dostrzeże w nim, jako Gospodarza, Zmartwychwstałego Chrystusa.



Każda więc wspólnota eucharystyczna zebrana przy ołtarzu jest wieczernikiem, jest doskonałym, pełnym Kościołem. Wszystkie wymiary Kościoła są aktualne w naszej wspólnocie zgromadzonej w tej świątyni. Z faktu obecności Chrystusa Zmartwychwstałego w Eucharystii wynikają pewne konsekwencje.

Pierwsza - wiara w obecność Jezusa w Eucharystii stanowi wykładnik chrześcijańskiej postawy. Tak zadecydował sam Pan Jezus. Pamiętamy z Ewangelii scenę mówiącą o cudownym rozmnożeniu chleba. Chrystus jest otoczony kilkoma tysiącami mężczyzn, entuzjastycznie podchodzących do Niego. To godzina doczesnego tryumfu Jezusa. Wówczas zapowiada On ustanowienie Najświętszego Sakramentu i prawie wszyscy odchodzą, uważając, że jest to „twarda mowa". Mistrz stawia wówczas pytanie Dwunastu Apostołom, którzy nie bardzo mogli pogodzić się z tak wielką klęską popularności swojego Mistrza: Czy i wy chcecie odejść? W tym wydarzeniu Chrystus zapowiada, że odniesienie do Eucharystii będzie wykładnikiem wiary. Tak jest w Kościele od pierwszego pokolenia.

Zlekceważenie przez chrześcijanina udziału w Mszy świętej niedzielnej było zawsze traktowane jako grzech ciężki, a w starożytnym Kościele trzykrotne zaniedbanie udziału w Eucharystii łączyło się z wyłączeniem danego człowieka ze wspólnoty Kościoła. Uważano, że jest to wystarczający dowód na to, że nie wierzy w Chrystusa, a do zbawienia nie wystarcza wiara w Boga, lecz jest potrzebna wiara w Zmartwychwstałego Chrystusa. Trzeba to mieć na uwadze obecnie, kiedy tysiące ludzi lekceważy niedzielną Mszę świętą.

Druga konsekwencja obecności Jezusa w Eucharystii to odkrycie wartości niedzieli jako dnia, w którym cały Kościół spotyka się ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Starotestamentowy szabat przygotowywał do tego spotkania. Zmartwychwstały Jezus zaprasza w niedzielę do spotkania z Nim wszystkich wierzących. Dlatego Kościół, ze względu na Zmartwychwstanie Pana Jezusa, przeszedł ze świętowania starotestamentowego szabatu na świętowanie niedzieli. To jest dzień Pański, w którym Kościół spotyka się ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Ponieważ najdoskonalsze spotkanie jest możliwe tylko w Eucharystii, dlatego nie ma niedzieli bez uczestniczenia w Mszy świętej. Polskie określenie „niedziela" - nie działać, czyli nie pracować, jest za mało ewangeliczne. W niedzielę nie wystarczy nie działać, ten dzień trzeba święcić. Dla wierzącego jest to dzień Pański, dzień spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem. Każda niedziela jest uroczystością spotkania człowieka ze Zmartwychwstałym Jezusem.

Trzecia konsekwencja faktu obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie dotyczy świątyni. Jest to dom będący własnością Chrystusa Zmartwychwstałego, On jest tu Gospodarzem. Każda świątynia katolicka jest wieczernikiem, w którym Chrystus jest Gospodarzem. Z reguły dbamy o to, by ten nasz wieczernik był piękny. Istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo ubóstwienia wieczernika, samego domu Bożego, kościoła jako świątyni, jako budowli. Wystarczy, że ten wieczernik zostanie zbudowany jako arcydzieło architektury, ludzie zaczynają podchodzić wtedy do świątyni jak do dzieła sztuki, a nie szukają obecnego w niej Gospodarza. W Krakowie możemy obserwować to w podejściu na przykład do katedry wawelskiej. Ludzie przychodzą do niej nie po to, aby spotkać się ze Zmartwychwstałym Chrystusem obecnym w tabernakulum, lecz po to, aby zobaczyć grobowce, miejsce koronacji, by przypomnieć sobie historię. Pan Jezus obecny w tabernakulum jest ukryty w bocznej kaplicy, tylko płonąca lampka i napis wzywa do adoracji. Zwiedzający, wchodząc do katedry, nie szukają jednak Gospodarza.

Podobnie jest w kościele Mariackim. Pan Jezus musiał ustąpić miejsca i przenieść się do bocznego ołtarza, ponieważ w centrum świątyni jest arcydzieło - ołtarz Wita Stwosza. Zwiedzający przychodzą, aby podziwiać to arcydzieło, niewielu nawet pyta, gdzie jest Gospodarz, gdzie przebywa Zmartwychwstały Jezus Chrystus. Podobnie jest z katedrą w Oliwie, gdzie bóstwem są organy, i w wielu innych świątyniach. Nie chcę przez to powiedzieć, że wspaniały ołtarz Wita Stwosza i bogaty wystrój katedry na Wawelu przeszkadzają w spotkaniu z Chrystusem. Chcę tylko zaznaczyć, że ludzie nie dorastają do tego, aby przez piękno wystroju domu Bożego dotrzeć do Gospodarza, często gubią Go z oczu. To jest mniej więcej tak, jakby ktoś przyniósł do swego domu wspaniały mebel i odtąd przychodzący interesowaliby się wyłącznie meblem, nikt zaś nie zapytałby nawet o gospodarza. Taki mebel może zniszczyć całe życie domu. Cenne są arcydzieła w muzeum, ale muzeum nie jest domem. Świątynia jest domem.

Wiara w obecność Chrystusa Zmartwychwstałego w Eucharystii zmusza do zupełnie innego podejścia do świątyni. Przychodzę tu spotkać się z Nim, a że On dysponuje wspaniałym wyposażeniem swego domu, to jest sprawa druga. Warto zwrócić uwagę na to, że Kościół zasadniczo dba, aby nawet cudowne obrazy, jeśli to tylko możliwe, były w bocznej kaplicy. W Krakowie mamy cudowne obrazy Matki Bożej u Ojców Dominikanów, u Franciszkanów, u Karmelitów na Piasku - wszędzie są one w bocznej kaplicy. Podobnie jest w sanktuariach maryjnych w Kalwarii Zebrzydowskiej czy w Częstochowie. To jest wielka mądrość Kościoła, aby obraz nie przysłonił rzeczywiście obecnego Jezusa Chrystusa w Eucharystii. Wiadomo jednak, że decyzje mogą być bardzo mądre, a ludzie często nawiedzają kaplice Matki Bożej, a przed Panem Jezusem obecnym w Eucharystii w ogóle nawet nie uklękną. Taka jest rzeczywistość. Brakuje nam świadomości, iż w Kościele największym skarbem jest obecność Chrystusa Zmartwychwstałego w Eucharystii. Na szczęście jesteśmy w kościele, który przez błogosławionego ojca Honorata jest tak zaprojektowany, że w punkcie centralnym mamy Eucharystię, tu wszystko jest tak ukierunkowane, by pomagało w adoracji Najświętszego Sakramentu. Tak powinno być, wystrój kościoła, nawet najbogatszy, może służyć tylko i wyłącznie odkrywaniu i przeżywaniu spotkania z Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Na drodze z nami

W miesiącu, kiedy wielu spędza czas jadąc nad morze, jeziora lub w góry, być może możemy zrobić przerwę w naszych podróżach, żeby porozważać na temat pewnego Etiopczyka. Opuścił on Jerozolimę na rydwanie, kiedy Duch Święty posłał św. Filipa, żeby pobiegł przed nim i pouczył go, jak ma rozumieć Pismo święte, które właśnie czytał. Etiopczyk był zadowolony z tej pomocy, ponieważ zdawał sobie sprawę, że nie potrafi sam zrozumieć Biblii, bez pomocy kogoś, kto go pouczy i ożywi słowa Pisma.

Orędzie o Jezusie wypowiedziane przez Filipa tak go poruszyło, że poprosił o chrzest w pierwszej dostrzeżonej przez niego przy drodze rzece. Kiedy Filip go ochrzcił, zniknął mu sprzed oczu, lecz Etiopczyk kontynuował swoją podróż pełen radości. To spotkanie było formą celebracji sakramentu: Pismo święte zostało przeczytane, orędzie o Jezusie zostało wygłoszone i Bóg stał się obecny w sakramencie. Etiopczyk nie był przerażony zniknięciem Filipa, ponieważ Jezus, który był obecny w Filipie, teraz żył i podróżował razem z nim.



Ci, którzy w tym miesiącu odbywają piesze wędrówki, mogą rozważyć podróż do Emaus, kiedy to Chrystus dołączył do swoich dwóch uczniów idących drogą, tłumacząc im Pismo święte a następnie udzielając im Eucharystii. Chrystus zniknął im sprzed oczu, lecz pozostał z nimi w Najświętszym Sakramencie.

Niech te podróże Jezusa z jego uczniami rozbrzmiewają echem w naszych osobistych podróżach. Niech nasze życie będzie nawiedzane i przeplatane Jego łaskawą Obecnością.


Autorem powyższego rozważania jest Ojciec Richard Veras, dyrektor formacji pastoralnej w Seminarium św. Józefa w Nowym Jorku. Jest on autorem trzech książek, ostatnia nosi tytuł: The Word Made Flesh: Foreshadowed, Fulfilled, Forever (Słowo Stało się Ciałem: Zwiastowany, Spełniony, Na Zawsze).

tłumaczenie własne

poniedziałek, 27 maja 2019

WYKŁADNIKI AUTENTYZMU MODLITWY



Modlitwę można by określić jako przestawanie z Bogiem. „Z jakim prze­stajesz, takim się stajesz." Jeśli człowiek autentycznie wchodzi w kontakt z Bogiem, upodabnia się do Niego. Co decyduje o tym, że nasza modlitwa jest autentyczna?

W modlitwie, w tym przestawaniu z Bogiem bierze udział słowo, które kierujemy do Boga, moje własne serce, w którym to słowo powstaje, oraz Odbiorca, czyli świadomość obecności Boga, który mnie słyszy i widzi. Doskonała modlitwa to doskonała harmonia tych trzech elementów. Niedoskonałość modlitwy może się łączyć z bra­kiem jednego z tych ważnych członów.

Słowo może być powtarzane, ponieważ zostało już wcześniej sformułowane przez kogoś. Ten, kto mówi „Ojcze nasz", modli się, wypowiadając słowo przekazane nam przez Jezusa Chrys­tusa. Ale to słowo niekoniecznie musi być dziełem serca. Zbyt często pojawiają się puste formuły modlitewne, dlatego Chrys­tus skarżył się: Ten lud czci Mnie wargami, lecz serce jego jest daleko ode Mnie. Jest to skarga wyrażana niejednokrotnie przez proro­ków. Istnieje więc możliwość przekazywania Bogu słowa, które nie rodzi się w naszym sercu.

Serce nie musi wyrażać swoich przeżyć w słowach, bo wie, że one są za małe, ale jego modlitwa staje się okrzykiem udręcze­nia lub szczęścia. Wiadomo, że nie potrafimy zamknąć w sło­wach przeżywania w wielkiej skali tak bólu, jak i szczęścia. W tym przeżywaniu wewnętrznym, gdy człowiek zajmuje się swym własnym sercem, istnieje pułapka subiektywizmu modli­twy, czyli zbytniego przeakcentowania samych przeżyć serca. Jeśli są to przeżycia udręczenia, człowiek po pewnym czasie czuje się tak, jakby wpadł do głębokiej studni i nie widział możliwości wyjścia z niej. Są to sytuacje, w których dotyka granic rozpaczy, mogą się pojawić wtedy nawet myśli samobój­cze. Wydaje mu się, że gdyby z tej studni uciekł (a więc od ludzi, którzy go otaczają, od pracy, którą wykonuje i która go męczy, z miejsca, w którym przeżywa ból), zmiana tego środowiska dałaby mu wolność. Taki człowiek jest niewolnikiem samego siebie. Od siebie uciec nie potrafi. Wtedy jest mu potrzebne nawiązanie kontaktu z Bogiem i spokojne poddanie się Jego instrukcji. Bóg pozwala i pomaga temu człowiekowi wyjść z udręczonego serca. To są te wszystkie sytuacje, w których serce krwawi, płacze, w których życie dotyka strun serca w spo­sób niezwykle bolesny.

Druga, groźniejsza pułapka, to subiektywizm szczęścia. Ma on miejsce wtedy, gdy człowiek przeżywa olbrzymią religijną radość. Dość często w takich przeżyciach pojawiają się wizje, natchnienia, człowiek daje się ponosić nastrojom. Istnieje tu poważne niebezpieczeństwo szukania w modlitwie tylko szczęś­cia. Takiego człowieka można porównać do tego, kto znalazł się na wspaniałej, kwitnącej łące, gdzie wszystko śpiewa i pachnie. I jest szczęśliwy. Jeśli przyjdzie mu iść w deszczu, nocą, przez pustynię, przez trudny teren, wycofuje się natychmiast i tęskni za swoją łąką szczęścia. Uważa on, że spotkanie z Bogiem dokonuje się tylko na takiej łące. Jest to łąka ułudy, na której ginie wielu ludzi. Człowiek bowiem szuka na niej własnego szczęścia, a nie nawiązania kontaktu z Bogiem. Po tej linii idzie pogoń za objawieniami prywatnymi.



Jedno zdanie z Ewangelii jest bardziej wartościowe, aniżeli jakiekolwiek zdanie z objawień prywatnych. Chrystus obecny realnie w tabernakulum jest wartością miliony razy cenniejszą aniżeli Lourdes, Fatima czy jakakolwiek inna miejscowość słynna z objawień prywatnych. Jeśli się pamięta o tym, że Bóg objawia się przede wszystkim w tekście Pisma Świętego i że jest obecny realnie w Eucharystii, to można z pożytkiem jechać do miejsc, gdzie są prywatne objawienia. Można też z pożytkiem przeczytać teksty prywatnych objawień. Ale jeśli się ta hierar­chia wartości zachwieje, niebezpieczeństwo subiektywizmu reli­gijnego staje się groźne i wielu ludzi dziś na tej ścieżce ginie.

Do istoty modlitwy należy świadomość kontaktu z Bogiem; to, czy ja wiem, że Bóg mnie słyszy, gdy ja do Niego mówię. Jakie są znaki świadczące o tym, że połączenie z Bogiem istnieje? Pierwszym znakiem jest wewnętrzny pokój. Jeśli serce płacze z bólu albo szaleje ze szczęścia, a znajduje się w dłoniach Boga, przeżywa to, co przeżywa dziecko w ramionach kochają­cej matki. Emocje wracają do normy, odzyskuje pokój. Pięknie wyraził to psalmista: Moja dusza jest jak dziecko w ramionach matki. To jest poczucie bezpieczeństwa, wtedy ani ból nie stanowi zagrożenia, ani też wielkie szczęście nie przysłoni Boga. Obok poczucia bezpieczeństwa w modlitwie objawia się świadomość, że jestem kochany. W kontakcie z prawdziwym Bogiem, niezależnie od tego, czy przeżywamy tę miłość w płasz­czyźnie dziecko - Ojciec, czy na płaszczyźnie przyjaźni, czło­wiek odkrywa, że jest kochany.

Drugim znakiem zaistnienia kontaktu z Bogiem jest goto­wość podjęcia zadań, które Bóg nam wyznacza tu i teraz. Czyli gotowość wykonania woli Boga. Człowiek w modlitwie odnaj­duje się nawet wtedy, gdy zadania go przerastają. Spotkanie z Bogiem daje pewność, że skoro Bóg chce, aby to było wykonane, swoją mocą i mądrością pomoże w wykonaniu. To jest ważny wykładnik autentyzmu modlitwy. Ważniejszy niż pokój. Wszyscy specjaliści od modlitwy zgodnie twierdzą, że znakiem spotkania się z Bogiem jest gotowość do podjęcia Jego woli.

W subiektywizmie na modlitwie istnieje tendencja do ucieczki w swoją przeszłość albo w przyszłość. To jest ucieczka od „teraz", od tego, co mam zrobić za minutę. W prawdziwej modlitwie człowiek nie snuje wielkich planów jutra, dlatego że zawsze jest do dyspozycji Boga. Dobrze wie, co zrobić dziś. Gdy się obudzi, będzie wiedział, co zrobić. Człowiek, który żyje w kontakcie z Bogiem, żyje chwilą obecną, on się nie martwi o to, co będzie jutro. Dziś w nocy może umrzeć i po co się ma martwić o jutro. Nie wyklucza to jednak mądrego planowania.

Czasami przyjęcie woli Bożej jest bardzo trudne, o czym mówi dramat Jezusa w Getsemani. On aż spocił się krwawym potem. Zadanie przerastało Jego ludzkie siły. A jednak podjął je i potrafił dzieło wykonać. Warto pamiętać, że ucieczka od chwili obecnej jest ucieczką od współpracy z Bogiem.

Modlitwa jest to moje słowo skierowane do Boga. Jeśli to słowo rodzi się w sercu, posiada niepowtarzalny koloryt, jest tylko moim słowem. Do Boga docierają słowa wypowiedziane sercem. Warto pamiętać o ostrzeżeniu: - Nie dziw się, że cię Bóg nie słyszy, jeśli ty sam siebie nie słyszysz, czyli jeśli słowo nie rodzi się w sercu, nie należy się dziwić, że nie dociera do Boga. Ponieważ modlitwa jest przestawaniem z Bogiem żywym, to i Bóg kieruje do mnie swoje słowo. Zawsze to słowo pochodzi z Jego serca, ponieważ jest słowem miłości. Zawsze jest adreso­wane wyłącznie do mnie. Bóg rozmawia z nami indywidualnie. Modlitwa ma wymiar indywidualny. Bóg mówi do nas po imieniu. Mówi zawsze z miłością i jest zatroskany o nasze szczęście.

homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło na majowym dniu skupienia

czwartek, 9 maja 2019

Dlaczego Jezus wzywa nas

Niemal zawsze, kiedy mówimy o modlitwie, myślimy o czymś, co robimy i z tego punktu widzenia mnożą się pytania, problemy, dezorientacja, zniechęcenie i iluzje. Według mnie, skorygowanie takiego widzenia ma fundamentalne znaczenie. Nasza wiedza chrześcijańska upewnia nas, że modlitwa jest esencjonalnie tym, co czyni Bóg, w jaki sposób Bóg zwraca się do nas, patrzy na nas. Nie jest pierwotnie istotne, co my robimy dla Boga, co my dajemy Bogu, lecz co Bóg czyni dla nas. A to, co Bóg robi dla nas, to obdarowanie nas boskim "Ja" w miłości.

Jakakolwiek rozmowa o modlitwie, jeśli mamy stanąć w jasnej, czystej atmosferze prawdy, musi rozpocząć się od refleksji o tym, co Jezus pokazuje nam o Bogu.

Idźmy prosto do sedna sprawy. Jakie jest zasadnicze orędzie objawienia Jezusa? Na pewno jest to bezwarunkowa miłość Boga do nas, do każdego z nas: Bóg, Niewypowiedziana, Niezrozumiała Tajemnica, Rzeczywistość wszelkiej rzeczywistości, Życie wszelkiego życia. I to znaczy, że miłość Boża pragnie nam przekazać swoje święte "Ja". Nic mniej! Taka jest nieodwołalna wola Boża i Jego zamysł; to jest powodem, dlaczego wszystko, co jest, jest i dlaczego istnieje każdy z nas. Jesteśmy tutaj, by otrzymać tą niewysłowioną, wszystko przewyższającą, błogosławioną miłość.



Liczni chrześcijanie wiedzą o tym w teorii, lecz, niestety, nie odnoszą tego do rzeczywistości. Tutaj muszę dodać jedno ważne przypomnienie, mianowicie praktykowanie tego w rzeczywistości nie pociąga za sobą "odczuwania". Praktykowanie w rzeczywistości oznacza życie tą wiedzą, życie tym. To znaczy, że nasz sposób odnoszenia się do świata, nasza postawa, nasze działanie powinno wyrastać z tej wiedzy.

Siostra Ruth Burrows OCD

Siostra Ruth jest karmelitanką w Quidenham w Norfolk, Anglia. Jest autorką wielu bestselerowych książek.

(przekład własny)

środa, 24 kwietnia 2019

Trwały blask Wielkanocy

Wielkanoc jest najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości. Świętujemy Wielkanoc zaledwie kilka dni, lecz w rzeczywistości jej blask promienieje przez cały czas, na wszystkie miejsca i zasługuje na modlitewną uwagę przez cały rok. Wielkanoc nazywamy "Tajemnicą Paschalną", ponieważ w Nowym Testamencie tajemnica oznacza zakryty Boży plan, obecnie objawiony w Chrystusie.

Możemy myśleć o Tajemnicy Paschalnej jako o Bożej karcie atutowej, wyłożonej na stół podczas gry. Możemy również myśleć o tym jako o trójramiennym świeczniku, z jedną świecą na każdy dzień, promieniującą swoim tajemniczym blaskiem: wzięte razem dają "światło, które świeci w ciemności dla wszystkich ludzi i którego ciemności nie zdołają pokonać". Dla nas blask największych wydarzeń - zachodu słońca, narodzin dziecka, doświadczenia bycia głęboko kochanym, przebudzenia religijnego - z upływem czasu zanika. Nie tak jest z wydarzeniem Wielkanocy: dosięga ono wieczności, dotyka każdego ludzkiego istnienia i zanurza całe istnienie w swoim świetle. Zatem ujmijmy się ręki Boga i zobaczmy, jak blask Wielkanocy potrafi rozświetlić nasze obecne ciemności i odsłonić naszą ścieżkę do domu.

Wraz ze Zmartwychwstaniem Jezusa w wielkanocny poranek boski dramat zmierza do swego kulminacyjnego punktu. Jak przeżywamy ból Wielkiego Piątku i pustkę Wielkiej Soboty, tak teraz łączymy się z Jego powstaniem do nowego życia. Naszym przeznaczeniem jest stać się takim, jak Chrystus i objawić się w chwale wiecznej. Jego solidarność z nami we wszystkich chwilach naszego życia jest wieczna.

Jezus nie posiada swojego swojego indywidualnego, wyłącznego przeznaczenia, którego nie moglibyśmy współdzielić. Teolog Karol Rahner porównuje Zmartwychwstanie Jezusa do pierwszej erupcji wulkanu, ukazującej że Boski ogień dający życie zawsze płonie w najskrytszej głębi rzeczywistości i że w odpowiednim czasie wszystko zostanie przemienione i opromienione blaskiem Wielkanocy. Zmartwychwstanie Jezusa jest początkiem zmartwychwstania wszelkich istot stworzonych i przemienienia całej materii, ponieważ - tak jak On - jesteśmy dziećmi ziemi i nieba.

We wspaniałej przestrzeni Tajemnicy Paschalnej nie ma śmierci bez zmartwychwstania. Jak każda ciąża zmierza ku rozwiązaniu, tak nasze życie i nasza śmierć są ukierunkowane ku naszym narodzinom do życia wiecznego. Bóg jest Bogiem żyjących, nie umarłych, i dlatego Jezus nie wypowiadał się nigdy o swojej śmierci bez dodania, że trzeciego dnia powstanie z martwych. Ta wiara kazała Mu podążać naprzód. Gdyby nie nastąpiło Zmartwychwstanie, dlaczego miałby znieść te wszystkie cierpienia i jaką korzyścią dla nas byłoby Jego życie? Jego Zmartwychwstanie nam także każe podążać naprzód! Wydarzenie wielkanocne obejmuje życie i śmierć każdej osoby na ziemi i nasz świat jest wypełniony poświatą Zmartwychwstania, które przemienia go nawet w tej chwili. Żyjemy w odkupionym świecie: litery "AD" przed datą 2019 oznaczają "Anno Domini" - Rok Pański - i przypominają nam, iż Bóg wszystek czas ma w swojej opiece.

Kluczem Męki, który otwiera bramę do naszego zmartwychwstania, nie jest bezmiar cierpienia, które Jezus przeszedł, lecz Jego cierpliwa i przebaczająca miłość, przebijająca się przez wszystkie bariery zła, grzechu i śmierci. Te gorzkie rzeczywistości są w ciszy przemieniane przez zbawczą łaskę miłości. My uczestniczymy w tym zbawczym działaniu przez akceptację nieuniknionego cierpienia, tak jak Chrystus. Poprzez wskrzeszenie Jezusa Bóg Ojciec uczy nas, że droga podjęta przez Jezusa jest zarazem naszą drogą prowadzącą naprzód. Żaden nasz ból ani łza nie będą nigdy zmarnowane.

Tak więc święte dni Wielkanocy są ściśle splecione ze sobą: trzy świece na świeczniku spalają się razem jak jedna i otrzymujemy duży promień światła, aby kierował naszym życiem. Teraz wiemy przez wiarę, że nieuniknione cierpienie, które nas nęka, zniesione z cierpliwością, miłością i przebaczeniem, daje życie ludzkości.

Br. Brian Grogan SJ
tłum. z The Sacred Heart Messenger, Irlandia

wtorek, 9 kwietnia 2019

CAŁKIEM NOWI W CHRYSTUSIE

Posłanie Chrystusa na świat przez Jego Ojca jest rozszerzeniem dla nas wiecznych narodzin Słowa w Trójcy Świętej.



Przed wszystkimi wiekami zostaliśmy stworzeni w Jezusie Chrystusie. Wieczne Wyobrażenie niewidzialnego Boga, Pierworodny całego stworzenia (Kol 1,15) przychodzi, by przyłączyć nas, którzy jesteśmy Jego wyobrażeniem, tak byśmy mogli stać się podobnymi do Niego, pomimo plam naszych nieczystości i deformacji, spowodowanych naszymi grzechami. Zostaliśmy wybrani w Chrystusie, żeby być świętymi i nieskalanymi i przebywać w Jego obecności (Ef 1,4), w miłości. My mamy życie w Chrystusie o wiele bardziej autentycznie aniżeli mamy życie w sobie samych. Tutaj na ziemi jesteśmy tylko Jego szorstkim zarysem, okaleczeni od naszych najwcześniejszych dni życia.

W jaki sposób mamy wypełnić ten odwieczny plan, jaki ma Ojciec względem nas w Chrystusie?

Tajemnica tej zagadki jest mianowicie taka, iż jedyny doskonały Obraz (Chrystus) objawił sie nam w ciele jako nasz własny. Jeśli upodabniamy się do Obrazu w naszym człowieczeństwie, to odnawiamy się na obraz naszego Stwórcy, a w wieczności On upodobni nas do Siebie.

Taka jest wzniosłość, a zarazem prostota naszej wiary. Nigdy nie zdołamy wyczerpać wszystkich klejnotów mądrości i wiedzy, jakie są ukryte w Tajemnicy Chrystusa.

Ojciec Pius Rajmund Regamey OP

Ojciec Regamey (+ 1996) był francuskim księdzem zakonu dominikanów, autorem wielu książek o tematyce duchowej.

przekład z ang. marek

czwartek, 28 marca 2019

NIOSĄC NASZ KRZYŻ - rozważanie na Wielki Post

Nasz Pan dźwigał swój krzyż i my musimy dźwigać nasz: to są małe, codzienne krzyże proporcjonalne do naszej słabości. W taki sposób udowadniamy naszą miłość do Jego krzyża, przez zjednoczenie naszego z Jego; i to daje nam zasługę płynącą z Jego krzyża.



Aby znieść nasze krzyże, zawsze musimy uciekać się do myśli, że Bóg chce dla nas właśnie tej rzeczy i mówić do siebie: "Mam Jezusa, który jest moim wszystkim, i to mi wystarczy." Muszę być obojętny i niezależny od wszyskiego innego...

Nie możemy nigdy powiedzieć, że taki rodzaj świętości, zapomnienia o sobie, miłości krzyża, ofiary z siebie nie są dla nas. To jest nasz ludzki sposób patrzenia na te sprawy. Jeśli Bóg chce czegoś dla nas, ześle nam niezbędną łaskę; wszystko, co musimy zobić, to być gotowym na to, o co może nas poprosić, i iść śmiało naprzód.

Autorem jest Augustyn Guillerand (┼1945), francuski kartuz i pisarz z zakresu duchowości.

przekład: marek

piątek, 22 marca 2019

GÓRA PRZEMIENIENIA

Oprócz góry kuszenia były jeszcze w życiu Chrystusa inne „góry" pełne wymownych treści, a wśród nich góra Przemienienia, o której mówi św. Mateusz:

„A po sześciu dniach wziął Jezus Piotra, Jakuba i Jana, brata jego, i zaprowadził ich na górę wysoką na uboczu. I przemienił się przed nimi: i rozjaśniało oblicze Jego jako słońce, szaty zaś Jego stały się białe jako śnieg..." (Mt 17, 1—2).

W codzienności swego życia i działalności Chrystus wyglądał zewnętrznie tak jak wszyscy ludzie — aż do tego stopnia, że musiał w niezwykły i cudowny sposób przekonywać swoje otoczenie, że jest kimś więcej niż tylko człowiekiem. Był aż do tego stopnia podobny do reszty ludzi, że można Go było podejrzewać o złą wolę, obrażać słownymi zarzutami, oskarżać, sądzić i skazać na śmierć. I na odwrót: każdy z ludzi był w pewnym sensie podobny do Niego w zewnętrznej postaci i wspólnocie losu — każdego z nich można było również podejrzewać, oskarżać, sądzić i skazywać. Chrystus i dwaj łotrzy szli z krzyżami tą samą drogą na tę samą górę stracenia.

W chwili przemienienia jednak w najpełniejszy sposób okazał Chrystus, jak bardzo jest inny i jak bardzo jest kimś innym niż reszta ludzi. Jego wewnętrzna tajemnica bóstwa, świętości, miłości przeniknęła zewnętrzną postać i okazała się w całym swoim bogactwie. Mimo to zachował jednak pewien specyficzny rodzaj wspólnoty pomiędzy sobą a resztą braci, mianowicie to, że i On, i oni mogli i mogą się przemieniać, choć w różny sposób.



Chrystus przemieniając się odsłonił swoje wnętrze, które nadawało nowy kształt Jego zewnętrznej postaci do tego stopnia, że oczy apostołów nie mogły już wytrzymać widoku przemienionego Mistrza: „padli na oblicze swoje i zlękli się bardzo". Człowiek natomiast przemieniając się czyni to w odwrotnym kierunku: przyjmuje światłość i świętość z zewnątrz, od Chrystusa, i to, co najbardziej pragnie przemienić, znajduje się w jego wnętrzu, niewidoczne dla ludzi i niechętnie im pokazywane. W życiu przecież bywa tak, że każdy z nas w swej codzienności przywdziewa maskę niewinności, okrywając szczelnie swoje prawdziwe człowieczeństwo, i usiłuje być wśród innych człowiekiem, któremu nikt nic nie ma do zarzucenia. Bardzo mu na tym zależy, żeby go ludzie tak widzieli. W ogromnej mierze mu się to udaje, albo przynajmniej jest o tym przekonany. Wewnątrz jednak nosi niniejszy lub większy nieporządek, rany i skazy, i winy wynikłe z niewłaściwego wyboru wartości, z tego, że człowiek mówił „tak", gdzie trzeba było mówić „nie" — i na odwrót.

W tym stanie rzeczy jedynym ratunkiem dla człowieka jest spotkanie z Chrystusem, który zdolny jest ten stan rzeczy zmienić i doprowadzić do tego, żeby „niewinny" i „porządny" obraz zewnętrzny człowieka odpowiadał jego wnętrzu — żeby z mocy i dobroci Chrystusa przychodzącej z zewnątrz dokonało się
p r z e m i e n i e n i e. Trzeba, żeby przemieniająca moc idąca od Chrystusa przeniknęła przez maskę ludzkiej niewinności, przez maskę poprawności, i dotarła tam, do dna, gdzie człowiek skrywa swoje najtrudniejsze i najboleśniejsze sprawy, żeby aż tam dosięgło przemienienie. Żeby się tam dostała prawda, świętość, uczciwość, sprawiedliwość, przebaczenie, łagodność, wyrozumiałość i cały ten wielki zespół wartości moralnych, jakie Chrystus zaprezentował nam wszystkim przez swoją Ewangelię, żeby to najtajniejsze wnętrze ludzkie zajaśniało "jako słońce", stało się „białe jako śnieg".

Każdy z ludzi musi odnaleźć własną drogę przemienienia mocą Chrystusową — tak jak ją odnajdywali poszczególni ludzie spotykający Chrystusa w Jego historycznym życiu. Ta droga doprowadzi nas do własnej góry przemienienia, gdzie człowiek konfrontuje swoje wnętrze z Chrystusową prawdą i świętością i poprzez wolną osobistą decyzję otwiera drzwi swego człowieczeństwa tamtej przemieniającej mocy. Może ta droga wyglądać tak, jak droga trędowatych, droga ślepca, droga opętanych, paralityka nad sadzawką, Magdaleny czy pokutującego Piotra. Dla nas, dziś żyjących ludzi, kończy się ona zawsze na górze Wieczernika, gdzie stoi ołtarz eucharystyczny, na którym moc Chrystusa przemienia najpierw chleb i wino, a potem dosięga człowieka w jego najskrytszym wnętrzu, by go eucharystyczną obecnością swoją choć trochę przemienić.

Jeżeli nasza wiara, nasze tzw. praktyki religijne czy inne przejawy religijnego życia nie doprowadzą nas w ostateczności do tego przemienienia, to otarliśmy się tylko skrajem naszego człowieczeństwa o to,w czym należało zanurzyć całego siebie. Jeśli nie pozwolimy, by moc Chrystusa przeniknęła przez maski i parawany naszej porządności zewnętrznej, z którą chodzimy po świecie, przez maskę naszej niewinności, i dostała się w głąb, tam, gdzie są ślady bolesne fałszywych decyzji, niepotrzebnych „tak" i niepotrzebnych „nie" — to jesteśmy jak owa figa, na której Chrystus szukał owoców, a znalazł tylko liście.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło w lutym 2019 roku na Mszy św. odprawionej podczas dnia skupienia.

czwartek, 14 marca 2019

Matka Boża przyprowadza nas do Jezusa

Prawdziwe nawrócenie nie jest nigdy osobistym dokonaniem, osiągnięciem, którym moglibyśmy się z jakąś satysfakcją delektować. W bardzo dosłownym znaczeniu, to całkowity dar od Boga, kiedy jakaś dusza powraca do przyjaźni z Nim lub pierwszy raz w życiu odkrywa Jego rzeczywistą obecność.

Ale z nawróceniem łączy się jeszcze inna prawda, która nie jest często odnotowywana. Może być również tak, że na duszę, która podlega jakiejkolwiek formie nawrócenia patrzy Dziewica Maryja. Ona jest matką nawrócenia, często w bardzo bezpośredni sposób. W objawieniach w Lourdes Matka Boża prosiła św. Bernadettę wiele razy, by modliła się o nawrócenie grzeszników. Za każdym razem, kiedy Najświętsza Panna prosiła Bernadettę o modlitwy w tej intencji, dziewczyna pytała, jak ma rozumieć tę prośbę. W odpowiedzi, za każdym razem Matka Boża tylko uśmiechała się do niej.

Uśmiech Matki Bożej skrywa tajemnicę. Czy uśmiechała się dostrzegając gorliwość Bernadetty, pragnącej dobrze i właściwie spełnić jej prośbę? Lub może Najświętsza Maryja Panna uśmiechała się wiedząc, że ta dziewczyna w następnych latach bardzo posunie się na drodze uświęcenia i ofiary, przyczyniając się tak do nawrócenia wielu dusz.



Tak jak we wszystkich objawieniach maryjnych, powyższy fragment przypomina nam, że nawrócenia mają miejsce, ponieważ modlitwa i ofiara zostały złożone w sercu Maryi dla dobra dusz. Osobiste doświadczenie, jakie możemy mieć, wskazuje, że w każdym prawdziwym nawróceniu do Jezusa Chrystusa jest ukryta obecność Matki Bożej i jej wstawiennictwo. Matka Boża pragnie dusz dla jej Syna, ponieważ jej własna miłość dla dusz jest mocna i jest przyczyną każdego nawrócenia.

ojciec Donald Haggerty

Ojciec Haggerty, kapłan archidiecezji Nowy Jork, aktualnie sprawuje posługę duszpasterską w Katedrze św. Patryka w Nowym Jorku.

przekład: marek

piątek, 1 lutego 2019

Dzień Życia Konsekrowanego

Wszyscy, kobiety i mężczyźni, jesteśmy dziećmi Boga. Dnia 2 lutego obchodzimy święto Ofiarowania Pańskiego.
Pobożni Żydzi przynosili każdego pierworodnego syna do świątyni jerozolimskiej i ofiarowali go Bogu. Wtedy, w zamian za dziecko, składali Bogu ofiarę z jagnięcia lub jeśli byli ubodzy, dwa białe gołębie.

Matka Boża również przyniosła swego Syna do świątyni i ofiarowała Go Bogu. Potem, ponieważ była uboga, ofiarowała Bogu dwa białe gołębie. Wtedy wielki prorok zwany Symeonem zobaczył Dziecko i rozpoznał w Nim Zbawiciela świata. Zakrzyknął z radości i wyśpiewał pieśń pochwalną. Również podeszła w latach prorokini Anna błogosławiła Dziecię i jego Matkę.



W święto Ofiarowania Pańskiego obchodzimy również Dzień Życia Konsekrowanego, który jest szczególnie bliski dla nas, świeckich konsekrowanych. W dniu tym Kościół modli się za osoby konsekrowane, które ofiarowały się Bogu poprzez życie według trzech rad ewangelicznych czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Życie konsekrowane jest wielkim darem od Boga, za który trzeba być wdzięcznym. Dzień Życia Konsekrowanego jest radosnym świętem dla naszej Wspólnoty Chrystusa Odkupiciela Człowieka.

czwartek, 31 stycznia 2019

DZIEŃ SKUPIENIA



W sobotę, 23 lutego odbędzie się kolejny Dzień Skupienia naszej Wspólnoty Chrystusa Odkupiciela Człowieka. Początek o godz. 9.00 - rozpoczynamy od wspólnego odmówienia Jutrzni, następnie adoracja Najświętszego Sakramentu, Msza św. z homilią odprawiona przez ks. Adama Ogiegło oraz część towarzyska przy herbacie/kawie. Miejsce spotkania - ul. Kopernika 2 w centrum Krakowa, tel. kontaktowy 0048 515 879 881. Serdecznie zapraszamy!

piątek, 25 stycznia 2019

Modlitwa o mądrość

Żyjemy w świecie, w którym miarą człowieka jest jego majątek lub sukces, jaki odnosi. Takie dwa wykładniki wielkości człowieka zostały przyjęte przez nasze pokolenie. W oczach świata wielki jest ten, kto dużo posiada i ten, kto wygrywa.

W świecie Bożym wykładnikiem wielkości człowieka są dwie cechy jego serca: mądrość i miłość. Taką miarą mierzy Bóg każdego z nas. Żyjemy więc w dwu różnych hierarchiach wartości, w hierarchii świata i Boga, a Bóg nas potrzebuje na tej ziemi jako świadków swej mądrości i miłości. Te dwie wartości są ze sobą organicznie połączone; mądrość zawsze umie kochać, a prawdziwa miłość jest mądra.

Mądrość można mozolnie zdobywać na zasadzie studium i poprzez gromadzenie doświadczenia życiowego. Jest to mądrość na miarę człowieka wysoko ceniona we wszystkich wielkich kulturach świata. Pismo Święte mówi jednak o jeszcze jednej drodze wiodącej do mądrości, a jest nią modlitwa. Bóg jako najwyższa Mądrość może obdarzyć człowieka darem swej mądrości.

W Księdze Mądrości jest zanotowana modlitwa o mądrość króla Salomona. Pamiętamy, że zaniósł ją do Boga na początku swego panowania zapytany wprost przez Niego, czego ma mu udzielić. Jest o tym mowa w pierwszej Księdze Królewskiej. Natomiast autor Księgi Mądrości zanotował tekst modlitwy, którą prawdopodobnie młody władca często zanosił do Boga. Mądry człowiek modli się o mądrość każdego dnia. Być może, że Salomon czynił to przez wiele lat i w jakimś momencie uznał, że jest już mądry i przestał się modlić o ten dar. Wówczas Boża mądrość go opuściła i popełnił wiele błędów. Znak to, że mądrość można stracić.

Oto interesujące nas słowa modlitwy zanotowane w Księdze Mądrości:

Boże przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem i w Mądrości swojej stworzyłeś człowieka, by panował nad stworzeniami, co przez Ciebie się stały, by władał światem w świętości i sprawiedliwości i w prawości serca sądy sprawował - dajże mi Mądrość, co dzieli tron z Tobą, i nie wyłączaj mnie z liczby swych dzieci! Bom sługa Twój, syn Twojej służebnicy, człowiek niemocny i krótkowieczny, zbyt słaby, by pojąć sprawiedliwość i prawa. Choćby zresztą był ktoś doskonały między ludźmi, jeśli mu braknie mądrości od Ciebie - za nic będzie poczytany (Mdr 9, 1-6).

Salomonowi zależy nie na mądrości ludzkiej, lecz na mądrości Boskiej. On wie, że nawet najdoskonalsza mądrość zdobyta przez człowieka jest niczym w zestawieniu z mądrością Boga. On chce mieć udział w tej Boskiej Mądrości i prosi o nią jako o dar szczególny. Do tej Mądrości człowiek nie ma dostępu, jej nie można się nauczyć, ona jest darem kochającego Boga.

Z Tobą [Panie] jest Mądrość, która zna Twe dzieła, i była z Tobą, kiedy świat stwarzałeś, i wie, co jest miłe Twym oczom, co słuszne według Twych przykazań. Wyślij ją z niebios świętych, ześlij od tronu swej chwały, by przy mnie będąc pracowała ze mną i żebym poznał, co jest Tobie miłe. Ona bowiem wie i rozumie wszystko, będzie mi mądrze przewodzić w mych czynach i ustrzeże mnie dzięki swej chwale. I będą przyjemne dzieła moje, będę rozsądzał lud Twój sprawiedliwie i stanę się godnym tronu mego ojca (Mdr 9, 9-12).

Dar Bożej Mądrości polega na rozpoznaniu woli Boga i na jej dokładnym wykonaniu. Ta mądrość jest zawsze ścisłą współpracą człowieka z Bogiem, w której to współpracy znacznie więcej ma do powiedzenia Bóg niż człowiek, bo Bóg jest mądrzejszy od człowieka. Dla mądrego racje, jakimi kieruje się Bóg, stają się jego racjami. Modlitwa o Bożą Mądrość jest niezwykle ważną drogą do doskonalenia sumienia. Przez nie bowiem Bóg, w konkretnej sytuacji, objawia swą wolę i wspiera człowieka w jej wykonaniu.

Któż bowiem z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze są zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł. Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką a któż wyśledzi to, co jest w niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego? A tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie przyjemne, i wybawiła ich Mądrość (Mdr 9, 13-18).



Troska o doczesność zatrzymuje człowieka przy tym co ziemskie i nie pozwala mu wejść w świat ducha. Mądrość jest przewodnikiem na tej drodze. Ona pozwala na dostrzeżenie zbawiennego dystansu wobec dóbr tego świata, ona od nich uwalnia, ona ocenia je obiektywnie i nie pozwala na inwestowanie w to, co jest ziemskie.

Modlitwa o mądrość zawsze należy do codziennych próśb człowieka wierzącego. On zna smak Mądrości pochodzącej od Boga, która otwiera oczy na piękno i bogactwo stworzonego świata i uczy, jak należy to bogactwo wykorzystać, by się nie stać jego niewolnikiem. Ta mądrość jest również warunkiem prawdziwej miłości. Dostrzegł to św. Paweł, gdy „śpiewał" Hymn o Miłości. Życie na ziemi wyglądałoby inaczej, gdyby powstały wspólnoty ludzi proszących Boga o Mądrość. Tej modlitwy bardzo brakuje w życiu współczesnych chrześcijan. Nie należy się więc dziwić, że w naszym pokoleniu Mądrość występuje tylko w postaci śladowej.

Homilię powyższą wygłosił ks. Adam Ogiegło w grudniu 2018 na Mszy św. odprawionej podczas dnia skupienia Wspólnoty Chrystusa Odkupiciela Człowieka.