czwartek, 8 grudnia 2011

ZWIĘZŁA MODLITWA RYTMEM SERCA


W ostatnim czasie zatrzymujemy się przy tej rzeczywistości, którą jest modlitwa. Staramy się przyjrzeć, jakie są warunki lepszej modlitwy i tego, żeby nasze spotkanie z Panem Bogiem było doskonalsze. Uproszczona definicja, iż modlitwa jest rozmową z Panem Bogiem, nie wyczerpuje całego jej bogactwa, ponieważ modlitwa to bardziej spotkanie serc i ono może czasem dokonywać się bez słów.

Pan jezus, jako najdoskonalszy mistrz modlitwy wie, że jej drogą jest wtajemniczenie. Każda modlitwa jest nawiązaniem kontaktu z żywym Bogiem. Ktokolwiek więc chce wejść w ten kontakt, również musi się zatrzymać przy wypowiedziach Pana Jezusa na temat modlitwy. Musi odkryć metodę, jaką On stosuje w nauczaniu modlitwy swych uczniów. Tak więc trzeba się przypatrzyć, w jaki sposób On sam kontaktuje się z Ojcem.

Modlitwę można porównać do chleba w życiu religijnym. Tak jak pokarm jest potrzebny dla ciała, tak dla ducha potrzebny jest pokarm. Tak jak oddech jest potrzebny do życia na ziemi, tak modlitwa jest potrzebna do życia religijnego. Szczęśliwy jest ten, kto opanowal sztukę duchowego oddechu pełną piersią czystym boskim powietrzem.

Stały czas i miejsce na modlitwę pomaga w odnalezieniu tego wzroku Ojca, który na nas spoczywa. Nasze spojrzenie na Boga, zwłaszcza jeśli chodzi o poranną modlitwę, porządkuje cały dzień. Świadomość obecności bożej, poddanie się jej, otwarcie swojego serca, możemy wyrazić nawet w najprostzsych słowach – Panie prowadź! Daj dobrze przeżyć ten dzień! Nawet jeśli w wirze zajęć potem o tym zapominamy, to jednak to poranne zaproszenie Pana Boga do naszego życia jest dla Niego zobowiązujące. Na pewno w sytuacji, kiedy człowiekowi ta pomoc jest potrzebna, nie poskąpi nam swojej łaski.

Często dla wielu ludzi ilość wypowiadanych słów jest gwarancją dobrej modlitwy. Jednak Pan Jezus generalnie potępia gadatliwość jako błąd – „Modląc się nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich, albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim Go jeszcze poprosicie.”

W kontaktach mądrych ludzi również obowiązuje jakaś dyscyplina słowna.
Ona jest cenna dla mówiącego, jak i dla słuchającego. Zwięzłość słów nie męczy; pomaga mówiącemu w określeniu tego, na czym mu zależy w krótki sposób. Modlitwa to jakby prosta przyjacielska prośba, w której jest zawarte to, co najważniejsze. Mówi o tym pewna sytuacja z Ewangelii, która przytrafiła się tonącemu Piotrowi. Panie, ratuj! – wołał pogrążający się w wodzie Piotr. Bez żadnych wstępów, eufemizmów, ozdobności. Nie było na to z jednej strony czasu, a po drugie, to była najprostsza forma wyrażenia jego pragnienia – Panie, ratuj! I czasem też tak trzeba na modlitwie zwyczajnie powiedzieć: Panie, ratuj! Czasem trzeba to wielokrotnie powtórzyć.

Niekiedy w rozmowie z drugim czlowiekiem jest potrzebne uzasadnienie, ale w spotkaniu na płaszczyźnie przyjaźni wystarczy zaufanie. Uzasadnienie już nie jest potrzebne. Taką rozmowę możemy obserwować między osobami, które się rozumieją, które się kochają, np. między małżonkami. Jezus, świadomy że Bóg nie potrzebuje żadnych uzasadnień, przypomina, że On wie, czego nam potrzeba wcześniej, niż Go o to poprosimy.

Ojciec, mimo że wie, czego nam potrzeba, czeka na ujawnienie naszych próśb. Zależy Mu na komunikacji z nami. Zależy Mu na tym, żebyśmy mieli udział w otrzymaniu Jego darów. Taki jest język miłości – spełnianie pragnień tego, kogo się kocha, jest szczęściem Kochającego.

Jeśli nie trzeba dużo mówić, to czy z tego wynika, że nie należy się modlić? Otóż takie odczytanie słów Pana Jezusa nie jest poprawne. Jezus modlił się w Ogrodzie Getsemani długo. Jak wiemy, dwukrotnie budził uczniów, oni zasypiali, a On jednak nadal się modlił, mówiąc niewiele. Powtarzał tylko jedno zdanie – Ojcze, oddal ode mnie ten kielich, jednak nie jak ja chcę, ale jak Ty. Nie wielość słów, ale powtarzanie raz, drugi, kolejny. Bywają sytuacje, w których trzeba się modlić długo, ale w tym celu, żeby ukazać, jak bardzo mi zależy na spełnieniu mej prośby. Można by powiedzieć, to jest natarczywość tej ewangelicznej wdowy, która wciąż przychodziła, żeby ją bronił sędzia. Jej natarczywość to nie było wiele słów, tylko ciągłe – Obroń mnie! Obroń mnie! Weź mnie w obronę! – która sprawiła, że sędzia zdecydował sę ją rzeczywiście obronić.

Obserwując modlitwę innych, zwłaszcza w sytuacjach krańcowych, gdy na przykład ktoś jest w cierpieniu, ktoś jest umierający albo ciężko chory, słyszymy, jak jedni wołają – Ojcze, daj mu zdrowie! – inni proszą – Zabierz go już do siebie! Cierpienie wymusza zwięzłość próśb i powtarzanie ich przez długie tygodnie.W obliczu cierpienia wszystko inne odchodzi jakby na dalszy plan. Nawet nie jestesmy w stanie wypowiadać jakichś długich zdań, tylko po prostu często pojawia się jedno i to samo – Uratuj! Uratuj! Pomóż! Uwolij od cierpienia!

Podobnie proszą również ludzie osaczeni przez zło. Wołają – Ojcze! Zlituj się nade mną! – albo – Wybaw nas od złego! To jest prośba powtarzana kilkadziesiąt a może nawet kilkaset razy w ciągu doby. Kiedy pytamy tych, którzy tak wołają, czyżby wątpili, że Bóg ich usłyszy albo że to, o co wołają może nie dotrzeć do Pana Boga? Odpowiadają, że nie wątpią, ale to wołanie jest im potrzebne, bo wtedy pozostają w jakimś bliskim kontakcie z Panem Bogiem.

W tym wyjaśnieniu odsłania się jakby drugie oblicze modlitwy, o które chodzi Jezusowi. Wysłuchanie prośby – to jest jedna rzecz. Druga sytuacja – to wykorzystanie tej okazji, żeby pozostawać w kontakcie z Panem Bogiem jak najdłużej. Czasem jak się kogoś lubi, to się przyjdzie sprawę krótko załatwić i wyraża się to w jednym zdaniu, a potem nie można się na przykład rozstać, bo jeszcze jest tyle różnych spraw i tematów, o których się rozmawia i szuka się okazji, żeby pobyć z tym człowiekiem. Coś takiego dokonuje się również w odniesieniu do Pana Boga. Taka modlitwa, poprzez bliskość z Bogiem, rzeźbi nasze serce, kształtuje je i umacnia.

Ucząc się modlitwy, trzeba dowartościowywać wezwanie Pana Jezusa, by zwięzła modlitwa stała się rytmem naszego serca. Jest ona najłatwiejszą drogą do umieszczenia odniesienia do Boga na stałe w naszej podświadomości.
Reasumując można powiedzieć, że w dobrej modlitwie ważny jest czynnik zamilknięcia.

Tekst homilii wygłoszonej przez ks. Adama na listopadowej wspólnotowej Mszy św.