czwartek, 16 czerwca 2011

Wspomnienia o Marii Piotrowicz

Staramy się pielęgnować dobre tradycje. Istnieje w naszej Wspólnocie zwyczaj, iż zachowujemy pamięć osób, które już odeszły do Pana. Wydano książki dotyczące osoby Służebnicy Bożej Janiny Woynarowskiej, ojca Założyciela ks. Witolda Kacza a także skromniejsze publikacje opisujące życie osób miej znanych, jak na przykład wspomnienia o Janinie Gomulińskiej. Wiadomo, żeby budować przyszłość Wspólnoty, trzeba mieć solidne oparcie w przeszłości.

Wydaje się, że jest obecnie odpowiedni czas, żeby zebrać wspomnienia o naszej byłej Odpowiedzialnej śp. Marii Piotrowicz. Jej obraz w naszej pamięci jest jeszcze na tyle wyrazisty, by świadectwa były jak najbardziej zbliżone do prawdy, konkretne i wolne od hagiograficznego patosu. O wielkości człowieka niech przemawiają czyny, które po sobie zostawił, w których wyraziła się jego miłość do Boga i bliźniego.

Napiszmy wspólnie tych kilkanaście refleksji dotyczących osoby naszej byłej Odpowiedzialnej. Wspomnienia będziemy publikować w naszym biuletynie Ora et Labora oraz na blogu.



Wspomnienia o Marii Piotrowicz


Po raz pierwszy poznałem Marię Piotrowicz w maju 1998 roku w jej mieszkaniu. Wcześniej wymieniliśmy może trzy razy korespondencję listowną, następnie zadzwoniła do mnie i umówiliśmy się na spotkanie. Mówiła o warunkach jakie są stawiane dla osób, które chcą wstąpić do instytutu świeckiego, podkreślała radykalizm takiego życia, nawet jakby przestrzegała, że to trudna droga.Ja się tym specjalnie nie przejąłem, bo byłem już zdecydowany na życie radykalne, właśnie ten radykalizm mnie pociągał, by wstąpić do I.Ś.

Gdy wszedłem w okres kandydatury a zwłaszcza nowicjatu, spotkania z Marią były częstsze. Spotkania formacyjne z nią były dla mnie budujące - jak ładowanie akumulatorów. Często pytała, co u mnie w domu słychać, pytała o rodzinę, również dalszą. Była też wspólna pomoc, nieraz jak z nią się umawiałem na spotkanie, to po drodze coś jej kupowałem, bo prosiła. Raz byłem w Kurii u ks. Jana Zająca (obecnie biskupa w Łagiewnikach). Zanosiłem foldery o instytutach, by je Kuria rozprowadziła po parafiach, sprzątałem mieszkanie. Maria mi pomagała, dwa razy mnie wspomogła finansowo, gdy byłem w trudnej sytuacji. Nie zapomnę dwóch pierwszych rekolekcji, gdy przyjechałem na pierwsze, bardzo się ucieszyła, a na drugich wyszła na drogę, czy czasami nie idę. Zależało jej bardzo na każdej nowej osobie, która poważnie myślała o instytucie, i angażowała swoje siły. Jak pamiętam, to trzy razy w byłem w jej domu na spotkaniach międzyinstytutowych. Oprócz spotkań pisaliśmy do siebie również listy, zwłaszcza latem, gdy przebywała w Jastarni na Helu.

Po latach zaczęły się problemy z pamięcią, pamiętam, że aż trzy razy mi przysłała te same życzenia świąteczne. Słabła również fizycznie, więc spotkania stały się bardzo rzadkie.

Warto na koniec przytoczyć słowa św. Pawła, które można odnieść do Marii, a które raz z taśmy magnetofonowej usłyszałem z ust ks. Witolda Kacza, „choć niszczeje w nas człowiek zewnętrzny, to ten, co jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień”( 2 Kor. 4,16 ).


Tadeusz M.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz