niedziela, 1 lutego 2015

CHRZEST – ZNAK USTANOWIONY PRZEZ BOGA



Popatrzmy na genezę tego sakramentu. W Starym Testamencie jest szereg wydarzeń zanotowanych przez autorów natchnionych, które zapowiadały ustanowienie sakramentu chrztu świętego i pomagają nam odkryć jego bogactwo.

Takim obrazem jest potop. Najczęściej dostrzegamy w nim karę, ale to nie tylko kara. Woda została wykorzystana przez Boga do zmycia grzesznej ziemi, aby w odnowionym i oczyszczonym świecie sprawiedliwi mogli rozpocząć nowe życie.

Drugim wymownym obrazem jest przejście Izraelitów przez Morze Czerwone. Kiedy potomkowie Abrahama, uciekając z niewoli egipskiej przechodzą przez wodę, zyskują wolność. Otwiera się przed nimi droga do Ziemi Obiecanej. Przez wodę zyskują wolność.

Na pustyni Mojżesz dwukrotnie przez wodę ratuje naród od śmierci. Raz wyprowadza wodę ze skały, drugi raz gorzką wodę uzdatnia do picia.

W refleksji nad tajemnicą chrztu świętego pragnę zatrzymać się nad wydarzeniem zapisanym w Drugiej Księdze Królewskiej. Jest tam stosunkowo dokładna relacja z życia proroka Elizeusza, największego cudotwórcy przed przyjściem Chrysusa na ziemię. Otóż Syryjczycy napadli na Izrael i zagarnęli niewolników. Wśród nich na dwór dowódcy wojsk syryjskich dostała się młoda izraelska dziewczyna. Odkrywa ona, że jej pan, Naaman, jest trędowaty. Choroba ta uchodziła wówczas za nieuleczalną i tylko interwencja Boga mogła położyć jej kres. Radzi ona, by pan pojechał do proroka, który jest w Izraelu, a ten go uleczy. Król syryjski wysyła więc Naamana do króla izraelskiego z poleceniem, by ten go uleczył. Król przeczytał list, rozdarł szaty i pyta, czy to nie prowokacja i szukanie zaczepki do wojny. Wówczas prorok Elizeusz prosi króla, by przysłał Naamana do niego. Przekona się, że jest prorok w Izraelu.

Naaman przyjechał ze wspaniałym orszakiem i stanął przed domem Elizeusza. A ten nie wychodząc do niego, przez sługę polecił mu: Idź i obmyj się siedem razy w Jordanie. Otoczony dworem Naaman czuje się upokorzony. Prorok nie wyszedł, nie oglądnął, nie dotknął jego ran. Co to za lekarz? Czy wody Jordanu są rzeczywiście takie cudowne? Czyż wody rzek syryjskich nie są lepsze? Cóż to za leczenie przez siedmiokrotne zanurzenie w wodzie? Naaman nie podchodzi do polecenia proroka z punktu widzenia wiary, lecz rozważa je na płaszczyźnie mędrkowania, zamkniętej w ciasnych granicach ludzkiej logiki. Rozgniewany chce wrócić do swojego kraju. Na szczęście jego słudzy są mądrzejsi i przekonują go, że gdyby prorok kazał mu uczynić coś bardziej trudnego, to by to zrobił, dlaczego więc nie uczyni tak prostej rzeczy. Naaman był mądrym dowódcą i umiał słuchać mądrych podwładnych. Zanurzył się siedmiokrotnie w Jordanie i wyszedł z niego bez trądu. Wrócił do proroka, chciał mu zapłacić. Przywiózł bogate dary, dziesięć talentów srebra i sześć tysięcy syklów srebra. Elizeusz powiada: nic nie przyjmę, bo to jest dzieło Boga, a nie moje. W takim razie Naaman prosi: daj mi kilka worków ziemi, chcę bowiem wrócić do swojego kraju i zbudować ołtarz, aby składać ofiarę tylko temu Bogu, który ma moc uzdrawiać z trądu.

Obserwował to uczeń proroka Gehazi i żal mu było, że taki majątek przemknął mu koło nosa. Postanowił chociaż jego część zatrzymać dla siebie. Dopędził Naamana i powołując się kłamliwie na proroka, wyżebrał u uzdrowionego dwa talenty srebra i dwa ubrania. Kiedy stanął przed Elizeuszem, dowiedział się, że skoro wziął srebro i ubrania Naamana, to weźmie również jego trąd. Gehazi zostaje trędowaty. Taka jest relacja autora natchnionego.

To wydarzenie, do którego odwołuje się Chrystus w Ewangelii, zawiera bogatą treść. Dowiadujemy się z niego, że sakrament chrztu, który tu jest zapowiedziany w formie figury, jest ustanowionym przez Boga znakiem. W Jordanie nie było cudownej wody, to była zwykła woda. Nie wystarczy się wykąpać pięć, sześć razy, trzeba to uczynić tyle razy, ile polecił Bóg – siedem. Nie każdy, który się wykąpie w Jordanie, będzie czysty. Ten znak jest wyraźnie przeznaczony dla tego jednego trędowatego, dla Naamana. To Bóg zapewnił, że jeśli ten dokładnie zrealizuje polecenie, On sam będzie obecny w tym obrzędzie, dotknie go i oczyści. Wielka prawda – Bóg leczy, posługując się takim prostym znakiem.



Znak jest bardzo czytelny. Trąd był traktowany jako brud, należało się z niego oczyścić. Uważano, że trąd ciała jest znakiem grzesznej duszy, która wyrzuca na zewnątrz to, co ją gnębi.

Dziś odkrywamy coraz pełniej psychofizyczną jedność człowieka i możemy jeszcze lepiej zrozumieć sakramentalne znaki. To, co jest na zewnątrz, w naszej postawie, działaniu, objawia to, co jest w środku, w nas. Słuchałem relacji psychologa. Wspominał on, że w swojej praktyce spotkał sparaliżowanego do połowy ginekologa, który ciągle strzepywał coś z rąk. Długie analizy wykazały, że było to pragnienie usunięcia z rąk krwi. Już niewiele i niewyraźnie mówił, ale na zewnątrz wyrażał to, co było w głębi jego serca. Oby ten człowiek odkrył, że jest ustanowiony sakrament, w którym może swoje skrwawione ręce oczyścić.

Takich elementów, które ujawniają na zewnątrz to, co jest w środku, możemy obserwować dużo. Rozmawiałem z człowiekiem, który ciągle klął. Pytam: czy pan nie próbował opanować języka? "Próbowałem – powiada – ale to się nie da. To nie wystarczy nie mówić, to jest we mnie. To jest tak jak z wrzodem, który dojrzewa i musi pęknąć". Mówię mu: trzeba by ten wrzód uleczyć. "Ma ksiądz rację, tylko wtedy trzeba by było uleczyć całe moje życie". Przeklinanie to zewnętrzny znak jego duchowej choroby. Z obfitości serca mówią usta.



Kończąc to rozważanie dotyczące chrztu w oparciu o opis starotestamentowy, stawiam pytanie: W jakiej mierze rozumiemy, że w znakach sakramentalnych jest obecny Bóg? W jakiej mierze jesteśmy podobni do Naamana przed oczyszczeniem w Jordanie, a w jakiej po oczyszczeniu? Czy wiemy, że tym znakiem posługuje się Bóg? Za chwilę będziemy świadkami sakramentalnego spotkania z Bogiem w Eucharystii. Czy odejdziemy od ołtarza szczęśliwi jak Naaman?

homilia wygłoszona przez ks. Adama Ogiegło na styczniowym dniu skupienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz