czwartek, 27 listopada 2014

Bóg mówi przez wydarzenia

Doniesiono Jezusowi, że Piłat dokonał masakry na Galilejczykach, i to najprawdopodobniej na terenie świątyni. Chrystus nie zatrzymał się jednak na samym wydarzeniu, lecz przez nie starał się zwrócić uwagę słuchaczy na prawdę o wiele głębszą. „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” /Łk 13, 2-3/. Do tego wydarzenia dodaje następne, wspominając o tragicznym wypadku, w którym pod murami wieży w Siloe zginęło osiemnastu ludzi, z tym samym wezwaniem: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”.

Z wypowiedzi Jezusa wynika jednoznacznie, że tragiczne wydarzenia Bóg traktuje jako swoje słowo skierowane do wszystkich, którzy wydarzenie znają. Nieszczęście jednych winno pomóc innym do głębszej refleksji nad ich własną drogą życia. Tymczasem mimo iż od przyjścia Chrystusa na ziemię upłynęło dwadzieścia wieków, my ciągle nie umiemy odczytywać wydarzeń jako mowy Boga skierowanej do nas. Ciągle zatrzymujemy się jedynie na samym wydarzeniu i zawartej w nim sensacji. Oto w mediach dominuje w tych dniach jeden temat - tragiczna śmierć młodego małżeństwa dziennikarzy z dzieckiem w Katowicach. Jest to niewątpliwie dramat poruszający wszystkich. Jednak większość osób mówiących o tym zatrzymuje się tylko na powierzchni całego dramatu. Relacje medialne dotyczyły drobiazgów i były tak dociekliwe, że aż przerażające. Jedna ze stacji telewizyjnych miała kamerę przez całą noc skierowaną na miejsce zdarzenia. Nikt jednak ani jednym zdaniem nie zasygnalizował prawdy o kruchości ludzkiego życia i o tym, że żaden człowiek nie zna dnia ani godziny swej śmierci. Nie umiemy słuchać Boga przemawiającego do nas przez wydarzenia, a przecież w ten sposób przemawia On prawie codziennie. Raz czyni to mając na uwadze niewielkie grono osób, innym razem całą ludzkość. Każda informacja w prasie, w radiu, telewizji jest wezwaniem do refleksji nad naszym życiem. Wybuch wulkanu w Japonii, niespodziewana lawina w Himalajach były w ostatnim czasie takim przypomnieniem kruchości ludzkiego życia dla milionów mieszkańców naszego globu.

Wraca też co jakiś czas pytanie o Oświęcim, który stanowi wielkie i tragiczne wydarzenie znane całemu światu. Jest to głośny, choć niemy krzyk Boga, skierowany do całej ludzkości. „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”. Jedni jako szaleńcy opętani nienawiścią, inni jako ich ofiary. Wciąż w świadomości mas brakuje chrześcijańskiej interpretacji tego wydarzenia, mimo iż wezwał do niej sam św. Jan Paweł II nawiedzając Golgotę naszych czasów.

Jest rzeczą znamienną, że zamiast odczytać to wydarzenie jako wezwanie do nawrócenia, do głębszej refleksji nad postawą chrześcijan dwudziestego wieku, współczesny człowiek zinterpretował je jako oskarżenie pod adresem samego Boga. Ostro postawiono pytanie, dlaczego Bóg milczał, gdy miliony ludzi błagało Go o zbawczą interwencję? Wielu, z powodu tego milczenia Boga, załamało się w wierze. Oświęcim, zwłaszcza dla Żydów, był i jest potężną próbą wiary. Dla chrześcijan pytanie nie jest nowe. W znacznie ostrzejszej formie pojawiło się ono na Kalwarii, tam też zyskało odpowiedź. Oto na krzyżu w potwornej męce umiera umiłowany Syn Ojca Przedwiecznego ze słowami skargi: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił” /Mk 15, 34/. Bóg odpowiedział wtedy milczeniem, które nie było milczeniem zapomnienia i bezradności, lecz milczeniem miłości i obecności.

Bóg przyjął niesamowite ryzyko niewłaściwego wykorzystania daru wolności przez człowieka, ale też udowodnił, że ten, kto umie kochać tak, jak On kocha, nawet w najtrudniejszej sytuacji, nawet w świecie nienawiści potrafi ocalić swoją godność i objawić miłość. W oświęcimskim piekle twarz prawdziwego Boga objawił ojciec Maksymilian Kolbe, a jest to twarz Przebaczającej Miłości. Wszystkie więc wydarzenia, nawet tak przerażające jak Auschwitz, dzieło nie Boga, lecz człowieka, stanowią w rękach Odwiecznej Miłości wezwanie do nawrócenia.

Chrystus wzywa do nawrócenia. Na czym ten proces polega? Na wyzwoleniu tkwiącej w człowieku siły twórczej. Nawrócony to człowiek, który wykrzesał z siebie ogień twórczości i zaczął tworzyć dobro dla innych. To nieurodzajna figa, którą udało się obudzić, by wydała pierwsze owoce. To ten, kto potrafi uśmiechać się sercem, widząc dokonane przez siebie dobre dzieło. Chrystus przybył, by wykrzesać z naszych serc tę twórczą siłę czynienia dobra. Jest to jedyna droga do naszego uszczęśliwienia. Odwrócić uwagę od siebie i zacząć żyć dla innych. Radość tych, którzy są obdarowani naszą radością, rozświetli mroki naszego serca i wypełni je szczęściem.

Nie chodzi o wielkie dzieła. Nawrócenie może mieć miejsce w tej godzinie, teraz. Wystarczy, że podejdziemy do kogoś, by mu pomóc. Wystarczy, że on stanie się dla ciebie ważniejszy niż ty, że przez chwilę zajmiesz się nim, by mu pomóc. Już nie jesteś nieurodzajny. W ciągu dnia takich owoców może być wiele – a radość twoich bliskich opromieni twój trud.

Przyzwyczailiśmy się do ograniczania nawrócenia jedynie do porzucania nałogów – pijaństwa, nieczystości, kradzieży, do pojednania, przebaczenia uraz... W Ewangelii natomiast chodzi o coś znacznie głębszego: o otwarcie na innych, o odwrócenie uwagi od siebie i zwrócenie jej na otoczenie, o zajęcie się nie sobą, lecz drugim człowiekiem. Takiego nawrócenia potrzebuje wielu, bardzo wielu.

Bóg cierpliwie czeka na godzinę, w której człowiek zmądrzeje. W tym czekaniu jest podobny do ogrodnika, który pielęgnuje nieurodzajną figę z nadzieją, że wyda owoce.

Homilię wygłosił ks. Adam Ogiegło na październikowym Dniu skupienia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz