Dr Piotrowicz poznałam w 1964 r. poprzez panią Annę poszukując noclegu w Krakowie. Już wtedy zauważyłam jej szlachetne serce, gdy obcej dziewczynie z dalekiej prowincji, która przyjechała szukać liceum korespondencyjne, kiedy zastała ją noc, udzieliła bezinteresownej pomocy. I tak zaczęła się nasza znajomość, która przetrwała do 2008 r.
Ciocia Myszka, bo tak podpisywała się w korespondencji do mnie, była mi wsparciem moralnym i duchowym. Zastępowała mi zmarłą mamę, okazywała wiele serdeczności i udzielała rad i wsparcia psychicznego, a nawet materialnego w trudnych sytuacjach. Po moim wyjeździe z Krakowa w 1975 r. dalej mnie wspierała przez częste listy, rozmowy telefoniczne, a nawet wieczorne i nocne rozmowy, na które mogłam przyjechać, jeżeli miałam taką potrzebę. Zawsze znalazła czas i siły.
Dziękuję Bogu, że postawił drogą mi "ciocię", która była mi matką duchową, na drodze mojego życia. Moją wdzięczność pragnę wyrazić przez modlitwę w każdy wtorek, który był dniem jej śmierci. Przyznam, że bardzo mi jej brakuje.
Wspomnienie o śp. Marii Piotrowicz spisała Maria S. w sierpniu tego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz